Turecki serial odc.3 – Półksiężyce

Zgodnie z zapowiedzią spotykamy się znów przy wzniesionych w początkach
V wieku na polecenie cesarza Teodozjusza II murach, noszących jego imię i broniących dostępu do Konstantynopola od strony zachodniej, lądowej.
Potężne konstrukcje nie dały się sforsować przez dobre tysiąc lat, aż do maja 1453 r.
Od tego czasu powiewają nad nimi flagi tureckie zdobne tytułowymi półksiężycami, a na dalszym planie powyrastały strzeliste minarety.
Zdobycie Konstantynopola w 1453 roku uważane jest za cezurę wyznaczającą nie tylko definitywny upadek Cesarstwa Bizantyńskiego, ale także – koniec średniowiecza, jako epoki historycznej.

Powyższe zdjęcia zrobiłem wewnątrz wybudowanej niedawno, w połowie długości murów Teodozjusza, okazałej rotundy mieszczącej ekspozycję “Panorama 1453”. Trochę obawialiśmy się “narodowego kiczu”, często spotykanego w tego rodzaju gigantycznych ilustracjach “ku chwale”, ale było całkiem nieźle.

Pisząc “nieźle” mam na myśli efektowną formę plastyczną ekspozycji.
Opisy zaś są najpewniej zgodne z podstawą programową tureckiego resortu oświaty. Poniżej wersja angielska jednej z tablic, uzasadniającej konieczność zdobycia Konstantynopola (bez wymienienia tej nazwy).
Obok niej – info toaletowe, zredagowane w podobnej klasy angielszczyźnie.

“Panorama 1453” to jedno z niezliczonych wyobrażeń bitwy o Konstantynopol.
Dla nas o tyle ciekawe, że przedstawione w optyce zwycięzców, a nie przegranych, do czego byliśmy zwyczajni w europejskiej narracji o islamskim naporze i chrześcijańskim odporze.
Taktyczne rozwiązania młodego, żądnego sławy i władzy sułtana Mehmeda II, budzą uznanie wśród speców od metodologii wzajemnego masakrowania się grup ludzkich, w imię tego czy owego.
W przypadku ataku na niezdobywalny – wydawałoby się – Konstantynopol, Mehmed wdrożył co najmniej dwa błyskotliwe pomysły.

Jednym z nich było sięgnięcie po raczkującą wówczas, ale szybko rozwijającą swe niszczące właściwości artylerię i zatrudnienie węgierskiego speca nazwiskiem (nomen omen) Orban do skonstruowania i wykorzystania dla kruszenia murów gigantycznego działa, nazwanego przekornie “bazyliką”.

To ono poczyniło pierwsze wyłomy w teodozjańskich murach, zanim nie rozpadło się wskutek niedociągnięć projektowych, często spotykanych w innowacjach.
Nic dziwnego zresztą, że się rozpadło bo, jak stwierdziliśmy ostukując armatę wyeksponowaną przed budynkiem “Panoramy 1453”, była ona …styropianowa.

Drugi pomysł Mehmeta polegał na przeciągnięciu lądem sporej części tureckiej floty z cieśniny Bosfor do zatoki Złoty Róg, odgrodzonej przez Bizantyńczyków potężnym łańcuchem (jak pamiętamy z poprzedniego odcinka – sforsowanie łańcucha udało się tylko raz, w 1204 roku, podczas ataku świątobliwych krzyżowców na chrześcijańską metropolię).

Mehmed II, noszący nieprzypadkowo przydomek “Zdobywca”, każąc okręty przetransportować przez wzgórza Galaty (konstantynopolitańskiej dzielnicy oddzielonej od centrum metropolii zatoką Złoty Róg) udowodnił, że dla osiągnięcia historycznych celów nie jest konieczne budowanie przekopów.
Młody sułtan przewidział być może, że budowane wielkim nakładem środków i czasu przekopy mogą dzielić, zamiast łączyć.
Zwycięstwo Mehmeta było zwieńczeniem kilkusetletniego procesu naporu ludów turkijskich na Bliski Wschód i Europę.

Procesu naporu ludów turkijskich w europejskim kierunku nie będę nawet w największym skrócie próbował opisać.
Mnogość wydarzeń z tym związanych (na ogół zresztą w dość swobodny sposób relacjonowanych w rozmaitych źródłach) jest tak wielka, że trzeba starać się o skupienie na najważniejszych z nich, aby chwytać istotę procesów historycznych.
Wspomnę zatem jedynie, że te wywodzące się z Azji środkowej plemiona przemieszczały się, zgodnie z modą naówczas panującą, na zachód, z intencją lokowania się w bogatszych – w intersującym nas przypadku – bizantyńskich, rejonach Azji Mniejszej (Anatolii), a potem – Europy.
Rożne wykształcające się spośród nich, większe lub mniejsze imperia, mościły swoje siedziby w najdogodniejszych okolicach, starając się wyprzeć stamtąd wcześniejszych suwerenów, co od zawsze było rutyną wędrówek ludów.

Przez przeszło dwieście lat (od 1078 roku) pierwsze skrzypce w Anatolii grał Sułtanat Rumu, utworzony przez Turków Seldżuckich i w ciągu swojej niedługiej historii na przemian zmagający się lub współdziałający z: Bizancjum, Persami, Arabami, Frankami (krzyżowcami), Mongołami, wreszcie – z licznymi turkijskimi pobratymcami.


Dodać należy, że w Sułtanacie nie pędzono ulubionego trunku żeglarzy, co mogłaby sugerować jego nazwa. Rum to były dla Turków i Arabów ziemie rzymskie, czyli w ich pojęciu – cała Europa plus bizantyńskie posiadłości w Anatolii.
Przez kilkanaście lat stolicą państwa była znana nam z poprzednich odcinków Nicea,
która jednak po pierwszej krucjacie wróciła do Bizancjum (1097), aby – jak pamiętamy – stać się ośrodkiem władzy Cesarstwa Nicejskiego po zawładnięciu Konstantynopolem przez krucjatę czwartą (1204).
Poniżej kilka obrazków z Izniku – Nicei, obecnie niedużego, sympatycznego prowincjonalnego miasteczka. Zwróćcie proszę uwagę na mnogość półksiężyców.


Podczas gdy w bizantyńskiej “protezie”, jaką było Cesarstwo Nicejskie, rozmyślano o sposobach pozbycia się z Konstantynopola niechcianych gości spod znaku papieskiego krzyża, w niedalekiej okolicy uaktywnił się kolejny turecki klan – Sogut, z którego wypączkowała dynastia Osmanów.
Dynastia ta, jak zasiadła na tronie Imperium Ottomańskiego (Osmańskiego) pod koniec XIII wieku, tak nie dała się z niego strącić aż do 1922 roku, kiedy nastąpił jej kres na fali upadków imperialnych monarchii przegranych w I Wojnie Światowej (również m.in. Habsburgowie, Hohenzollernowie), lub w efekcie rewolucji (Romanowowie).
Niewiele brakowało, by upadek Osmanów doprowadził też do upadku państwa tureckiego, na co wielką ochotę mieli odwieczni jego wrogowie (i ofiary), z Grekami i Ormianami na czele.
Objawił się wszakże wówczas “zbawca narodu” – Mustafa Kemal – Ataturk, który uznał laicyzację państwa i jego ukierunkowanie na zbliżenie z cywilizacją zachodnią za właściwą drogę odbudowy i modernizacji kraju (niestety, nie każdy “zbawca” uważa taki kierunek za właściwy; czasem wygrywa orientacja wschodnia i klerykalna).
Oceniany z perspektywy stu lat wybór dokonany przez Ataturka okazał się niewątpliwie słusznym (aczkolwiek nie pozbawionym wybojów), jednak przez aktualnego prezydenta kraju – aktywnie kontestowanym.
Owa kontestacja skutkuje w widoczny sposób wzrostem skali budownictwa meczetowego, a także zamiany funkcji muzealnej zabytkowych obiektów na funkcję sakralną (choćby stambulskie Hagia Sophia czy Chora), oraz – bardzo wysoką inflacją.
Mnożą się nie tylko minarety, ale też potężne maszty z półksiężycowymi flagami – alternatywna, narodowa wersja energetyki wiatrowej.

Stolicą państwa Osmanów była (zanim zdobyli oni Konstantynopol i przemianowali go na Stambuł) – Bursa, starożytne greckie miasto, leżące nieopodal kilkakrotnie wzmiankowanej tu Nicei.
/Dla ścisłości trzeba dodać, że na okres 40 lat po Bursie, a przed Stambułem na funkcję tureckiej stolicy załapał się leżący po europejskiej stronie Adrianopol – Edirne./
Dziś Bursa obfituje we wspaniałe zabytki islamskiej architektury jak też przemiłe hoteliki, ulokowane w tradycyjnej zabudowie. Oferuje także najlepsze bodaj w Turcji przysmaki tamtejszej kuchni, z kebabem najróżniejszych odmian na czele.

Warto wspomnieć o kilku postaciach historycznych, z których Turcy są szczególnie dumni.
Sułtan Mehmed II – zdobywca Konstantynopola, czy młodszy odeń o 450 lat Mustafa Kemal – Ataturk (ojciec Turków, jak sam kazał się nazywać, założyciel Republiki Tureckiej po upadku Imperium Osmańskiego) mignęli już w powyższych akapitach i zapewne spotkamy się z nimi jeszcze.
Sułtan Sulejman Wspaniały, który doprowadził swoje imperium do szczytu potęgi.
Tę znaczącą w dziejach postać przywołujemy tu jednak dla dwóch ważnych zasług:


– bycia bohaterem tureckiego serialu telewizyjnego, w którym ponoć obszernie opowiedziano sułtańską historię (wiem o tym z relacji zagorzałych widzów), a którego wieloletnia emisja zainspirowała tytuł bieżącej serii wpisów w tym blogu.

– docenienia architektoniczno -inżynierskiego geniuszu Mimara Sinana i uczynienia zeń nadwornego budowniczego, służącego w swym długim życiu także kolejnym sułtanom.
Dzieła tego twórcy w liczbie około czterech setek rozrzucone są we wszystkich zakątkach dawnego imperium Sulejmana, budząc podziw swoją formą i rozwiązaniami technicznymi.

Panorama Stambułu swój kształt w dużej mierze zawdzięcza dziełom Sinana.

Osobistością dość wyjątkową w panteonie tureckiej dumy jest Piri Reis.
Sławę zawdzięcza on swoim osiągnięciom jako kartografa, twórcy jednych z najdokładniejszych map morskich swojej epoki, czyli epoki wielkich odkryć geograficznych.
Głównym zawodem Piri Reisa było korsarstwo, uprawiane w służbie sułtanów, z początku u boku jego sławnego wuja Kemala Reisa (który swą flotę uczynił śródziemnomorską potęgą), a z czasem – samodzielnie, w randze admirała.

Mapy Piri Reisa są precyzyjną kompilacją najlepszych osiągnięć kartograficznych z różnych stron świata, powstałych na przełomie wieków piętnastego i szesnastego, ale sięgają też do źródeł wcześniejszych, czasem niosących informacje z pogranicza legendy.
I tak na mapie obrazującej znany wówczas zarys wybrzeży Atlantyku dostrzec można…mityczny epizod z podróży św. Brendana, znanego nam z relacji irlandzkich sprzed kilku miesięcy (u góry, odwrócony rysunek ilustrujący scenę rozpalania ogniska na grzbiecie wieloryba).

Zakończmy ten fragment tureckiej relacji widokiem chłopca, dzierżącego – a jakże – chorągiewkę z półksiężycem. Chłopaczyna wymachiwał nią, entuzjastycznie reagując na pokaz tańca “wirujących derwiszy”, od stuleci wprawiającego w modlitewny trans członków tego muzułmańskiego zakonu.

Dodaj komentarz