Słowa. Setuchna. Skrzyżowania. Podróż do Polski.

Słowa.
Sztuka tytułowania dzieł bazujących na słowie pisanym jest wyzwaniem nie mniejszym, niż tworzenie treści owych dzieł.
Czuję się upoważniony do sformułowania takiej opinii, bo od blisko ośmiu lat klecę mniej lub bardziej składne opowiastki, dzieląc się nimi z całkiem pokaźną grupą Czytelników za pośrednictwem tego blogu.
Nadanie tytułu bywa trudne i nader często wymaga wyjaśniania, co autor miał na myśli, nazywając tekst tak, a nie inaczej.
W przypadku tego wpisu występuje poczwórny problem bo, jak Państwo zapewne zauważyli, tytuł jest czteroczłonowy.

Nawiasem mówiąc, z zagadnieniem wyżej przedstawionym zgrabnie poradził sobie ostatnio jeden z naszych przyjaciół, rozsyłając do licznych adresatów e-maila, którego cała dość obszerna treść znalazła się w rubryce “temat” (pole treściowe było puste).
Nie jestem pewien, czy był to zabieg celowy, ale z pewnością zdjął z autora dylemat związany z zatytułowaniem korespondencji.

I tyle byłoby na dzisiaj słów w sprawie “Słów” tytułowych.
Nie odchodźcie jednak jeszcze od monitorów, proszę, bo słowa w dalszym ciągu będą się pojawiać.

Setuchna.

Stówa, setka, secinka – takie między innymi spieszczenia liczebnika “sto” brałem pod uwagę, zastanawiając się nad doborem elementów tytułu tego wpisu.
Wszystkie jednak wydawały się mieć wyraźne konotacje (choćby finansowe, lekkoatletyczne, energetyczne lub alkoholowe), niezbyt odpowiednie dla podkreślenia okazji, o której poniżej:

SETUCHNA – niech zatem ten właśnie termin podkreśli wydarzenie, jakim jest setny wpis w tym blogu.
Niech przywoła stukrotne zmagania z autorskim lenistwem, brakiem twórczej weny, oraz złośliwie oporną sferą blogowego oprogramowania.
Stukrotne cierpliwe uwagi Żonny, pierwszej recenzentki i pierwszej ilustratorki, której szkice i akwarelki zbierają wiele zasłużonych pochwał.
No i – przede wszystkim – bardzo liczne, w większości ciepłe i przychylne, reakcje Czytelników, którym za wytrwałość i życzliwość –
stukrotnie dziękuję!!!

Skrzyżowania


Skrzyżowania są wszędzie.
Krzyżują się drogi wszelakiego rodzaju z innymi drogami, też najróżniejszymi.
Bywa, że na skrzyżowaniach dróg stoją krzyże, ale to tylko w krainach, dla których krzyże są ważne jako symbol krzyżowania się fizyki z metafizyką.
Krzyżują się szlaki nieprzyjaznych sobie armii, podążających w kierunkach, nakazanych im przez wodzów, pragnących pokrzyżować zamiary wodzów konkurencyjnych. Tam, gdzie szlaki armii się skrzyżują, pozostają rozległe połacie wbitych w ziemię krzyży.
Pod krzyżami leżą polegli w imię zaspokojenia zamiarów swoich wodzów.
W innych zaś miejscach krzyżują się osobniki płci przeciwnych, aby tym sposobem dostarczać nowej siły żywej, która z czasem legnie pod kombatanckimi krzyżami.
I tak w kółko. I w krzyżyk, pod znakiem którego od wieków maszerowały przez Europę armie w przekonaniu, że ich krzyżyk jest najsłuszniejszy.
Wszelako obserwacje europejskich skrzyżowań mogą dostarczać także wrażeń o znacznie pogodniejszym wydźwięku niż te wspomniane powyżej.

/mapka w/g plakatu Karola Sapińskiego/

Weźmy chociażby skrzyżowanie powstałe z przecięcia linii, łączących najbardziej odległe punkty na kontynencie, o których wspomniano w poprzednich 99-ciu wpisach tego blogu.
Punkt ów znajduje się w Austrii, gdzieś pomiędzy miejscowościami Admont i Hallstatt, które przywołaliśmy w opisie spływu kajakowego alpejskimi rzekami.
Z powyższego spostrzeżenia właściwie nic nie wynika, może poza konstatacją, że Europa to w sumie niezbyt wielki i całkiem swojski wycinek globu.
O tym, że istotnie swojski, upewniło nas najważniejsze skrzyżowanie ostatniego czasu, które w liczbie wielu milionów pojawiło się we właściwych polach kart wyborczych w Polsce, jesienią 2023 roku.


Podróż do Polski.
Nietrudno zauważyć, że znaczna część spośród dotychczasowych dziewięćdziesięciu dziewięciu wpisów była poświęcona włóczęgom po malowniczych i ciekawych ojczystych zakątkach, stąd podtytuł “Podróż do Polski” wymaga krótkiego wyjaśnienia.
Chodzi o to, że przez blisko osiem lat i blisko sto odcinków blogu usiłowaliśmy dotrzeć, czy raczej powrócić do kraju, który przez wcześniejsze ćwierć wieku dało się polubić, a który w gwałtowny i brutalny sposób zaczęto nam zabierać.
Ten ciemny dla polskiej, ludzkiej swobody czas dobiegł końca; teraz potrzebny jest iście herkulesowy wysiłek dla oczyszczenia stajni (warto skądinąd wspomnieć, że pierwszym spektakularnym “osiągnięciem dobrej zmiany” było zrujnowanie światowej reputacji stajni w Janowie Podlaskim), a jeszcze większy – dla przywrócenia, polepszenia i utrwalenia zasad ustrojowych tak, aby wszelkie próby autorytarnych zamachów stanu były w zarodku skazane na niepowodzenie.
Imponujący zryw społeczny przy okazji tegorocznych wyborów parlamentarnych był którymś – tam historycznym polskim wydarzeniem, w kilkudziesięcioletniej sekwencji “odnawiających oblicze ziemi. Tej ziemi.”.
Politolodzy, socjolodzy, psycholodzy społeczni, poważni publicyści, a przede wszystkim – wszechogarniający komentatorzy domowi, dostarczyli już i zapewne jeszcze dostarczą nieprzeliczoną ilość bajtów analizujących fenomen 15 października 2023.
Próbując nieśmiało dołączyć do owej rzeszy, wrócę na krótko do rozważań związanych z pierwszym członem tytułu tego wpisu, a mianowicie ze Słowami, a dokładniej – z jednym słowem.

Słowa składają się, jak wiadomo, na języki, których jedną z cech jest unikalność sprawiająca, że w sposób naprawdę pełny i swobodny są w stanie się nimi posługiwać tylko ludzie wyrośli rodzinnie i społecznie w ich brzmieniu. Niezwykle rzadkie są przypadki osiągnięcia pełnej symbiozy z językiem przez osoby, dla których nie jest on oryginalnym.
Polszczyzna uchodzi za język trudny, jednak dający wspaniałe możliwości “plastyczne”, czego dowiodły zastępy twórców w mistrzowski sposób piszących i mówiących publicznie po polsku .
Cechą wyróżniającą polski język jest też jednak, obok wspomnianej “plastyczności”, także elastyczność.
Objawia się ona możliwością wyrażenia szerokiego spektrum znaczeń za pomocą jednego słowa, odpowiednio modulowanego w wymowie, ewentualnie adaptowanego do zamierzonego celu ekspresyjnego poprzez przyjęcie zróżnicowanych form tego słowa.
Formy kanonicznej wyrazu, o którym myślę, nie ośmielę się przytoczyć z uwagi na jej mało parlamentarny, zdaniem wielu, wydźwięk.
Na potrzeby tego tekstu nie zawaham się wszakże użyć jego pochodnej brzmiącej: Wkurw.
Ta właśnie mutacja najpowszechniej obecnego we współczesnej polszczyźnie słowa, zdaje się trafnie określać przyczynę wyborczego uniesienia rodaków.
Należy wszakże pamiętać, że zjawisko określane tym zgrabnym lingwistycznym nowotworem miewa właściwości wektorowe, a więc łatwo może zmienić swój zwrot.
Piszę to w dniu 11 grudnia 2023, obserwując jednocześnie sejmową relację ze zmiany władzy w naszym kraju i dedykując powyższą uwagę uwadze tych, którzy tę władzę przejmują.
13 grudnia 2023. Przez ostatnie trzy dni gapiliśmy się w telewizor, wyrabiając wielomiesięczną dla nas dawkę korzystania z tego wynalazku, by nie uronić ważniejszych momentów dziania się historii.
Cały czas z niepokojem, czy przypadkiem nie wypali jakiś granatnik.
No i jednak: nie granatnik wprawdzie, ale gaśnica.

W trakcie obchodów święta Chanuki poseł Grzegorz Braun, używając gaśnicy, zgasił i uszkodził świecznik żydowski. Marszałek sejmu Szymon Hołownia wykluczył go z obrad. Szykuje też wniosek do prokuratury (12 grudnia 2023, za Wyborcza,pl)
Uroczy przysiółek Różaniec nad Zalewem Wiślanym (listopad 2023, materiał własny)

Na koniec jubileuszowego wpisu, który należy uznać za ważny, ale nie najważniejszy akcent grudniowych dni 2023, zacytujmy pojawiające się gromadnie w ważnych ostatnio wystąpieniach publicznych frazy:
“Szczęśliwej Polski już czas” oraz “Tak mi dopomóż Bóg”.
Niech współbrzmią!!!


Dodaj komentarz