Helmut Rö?ler

Zastanawiacie się, kto to taki, Helmut Rö?ler? Dwa tygodnie temu też nie miałem pojęcia o jego istnieniu. A było tak:

Próbowaliśmy mimo podłej pogody zrobić nieco porządków przedwielkanocnych wokół domu, kiedy ulicą przejechał duży samochód kempingowy z niemiecką rejestracją. Latem widuje się ich dużo, ale w zimny marcowy dzień? Po jakimś czasie podeszły do nas trzy osoby, dopytując o sąsiedni dom. Rozmowa była dość trudna, zaprosiliśmy ich zatem do wnętrza, żeby ustalić przy herbacie, jaki mają problem. Małżeństwo po sześćdziesiątce z dwudziestoparoletnim synem – ich angielski był jeszcze słabszy niż nasz niemiecki – poszukiwało miejsca, w którym wychował się jego ojciec. Najwyraźniej jednak trop po jakim szli był błędny, bo człowiek opuścił Gdańsk mając kilkanaście lat w 1936 roku, kiedy to właśnie rozpoczęto budowę naszego osiedla. Spędzili u nas pewnie z godzinę, oglądając z zaciekawieniem nasze albumy z Tuskowej serii “Był sobie Gdańsk”, a dowiedziawszy się, że wielka ilość gdańskiej dokumentacji sprzed 1945 roku (m.in. spisy adresowe) znajduje się w muzeum w Lubece, do której mają z domu kilkadziesiąt kilometrów, postanowili jechać tam natychmiast. Zanim wsiedli do wielkiego, specjalnie na ten wypad wypożyczonego kampera, pan Helmut dał nam wizytówkę, zaś z młodym Jensem wymieniliśmy się adresami mailowymi.  Chłopak w krótkich żołnierskich (jest w trakcie zastępczej służby wojskowej) słowach donosił, że do muzeum w Lubece po drodze nie zdążyli, natomiast myszkuje w internecie szukając wskazówek co do dziadka. A przedwczoraj przysłał mi bez komentarza zdjęcie przedwojennej księgi adresowej oraz…nekrolog swojego ojca. Odpowiedział na moje pytanie informując, że Helmut zmarł nagle na zator płucny, tydzień po herbacie u nas.

Dlaczego wspominam prawie nieznanego, nieco sympatycznie zwariowanego (sądząc po stylu ich wypadu do Gdańska, któremu brakowało wyraźnie porządnego, “niemieckiego” przygotowania) człowieka, który podczas krótkiej wizyty u nas wyświetlił na ekranie telefonu za pomocą googlowego translatora polski tekst: “mam inicjatywę skorzystać z toalety” , a którego już nigdy nie spotkam? Bo nagle wydał mi się uosobieniem odwiecznych peregrynacji wzdłuż południowego wybrzeża Bałtyku, ze wschodu na zachód i z zachodu na wschód, w trakcie których w pocie, ale niestety i krwi pokoleń różnych nacji, kształtowała się historia tych ziem, istotnej części Północnego Sąsiedztwa /mapka skopiowana z książki Alana Palmera ?Północne Sąsiedztwo??/. Jak łatwo zauważyć, strzałki z opisami dodane na mapce wskazują schematycznie i bardzo zgrubnie jedynie na kilka trendów dynamiki dziejowej. Wzdłuż bałtyckiego wybrzeża trochę już w tym blogu wędrowaliśmy (przypomnijcie sobie wpisy zgrupowane w kategorii “Pomorze”) i z pewnością nie raz to się jeszcze zdarzy.

Zauważcie proszę, że w tym wpisie udało mi się (z trudem) nie wspomnieć o trwającym aktualnie trendzie dziejowym w naszym kraju, mogącym w przyszłości (jeśli nie będzie odpowiedniego odporu) skomplikować wędrówki w stylu Helmuta Rö?lera.

Dodaj komentarz