Poniżej krótka relacja z ostatnich czterech dni pobytu w Ameryce Południowej, pisana w Wielki Piątek, krótko przed odlotem na Wyspę Wielkanocną. Zaczynam więc od życzeń : niech Wam Święta upłyną w zdrowiu, cieple rodzinnym, ale też w nastroju refleksji nad światem i sobą. I żebyśmy wszyscy mieli “w głowach dobrze poukładane”, jak śpiewają ostatnio w “Trudnych życzeniach”.
- 22 marca. Wieczorem lecę z Rio Gallegos do Buenos Aires, a tu na lotnisku miła niespodzianka! W przejściu zderzam się z Barackiem Obamą, który właśnie przed chwilą też wylądował. ” How are you, Barack!” rzucam. A on (w wolnym tłumaczeniu): “Cześć Piotr, fajnie cię znowu widzieć, pamiętasz jak trzy lata temu sąsiadowaliśmy w hotelu King Dawid w Jerozolimie?” . Ja na to: “Pewnie, że pamiętam, byłeś tam łagodzić… a tu co cię sprowadza?” “Połagodzić trochę muszę, ale przede wszystkim wpadłem na steka i Malbeca“
- Z tym ostatnim to wykrakał: za parę godzin w Brukseli koszmarny zamach. Najwięcej ofiar było na stacji metra Malbec. Ponury splot nazewniczy.
- 23 marca.W miejscowych mediach prawie wyłącznie o tych dwóch wydarzeniach, polskich śladów tym razem nie zauważam. Kurtuazyjnie nie komentują też umiejętności tanecznych Obamy.
- Spodziewałem się jakichś interesujących wydarzeń związanych z Wielkim Tygodniem, ale najwyraźniej tradycje spektakularnych obchodów, znane z miast hiszpańskich, nie zostały tu zaadaptowane, a może niewłaściwie się rozglądałem.
- 24 marca. Czterdziesta rocznica krwawego zamachu stanu i początku argentyńskiej “brudnej wojny”. Te wydarzenia, których ofiary liczy się w dziesiątkach tysięcy, ciągle tkwią mocno w społecznej świadomości. W centrum miasta wielka manifestacja dla uczczenia ofiar, jak też dla ostrzeżenia młodych pokoleń, z czym może się wiązać dyktatura.
-
Lecę zaraz do Santiago de Chile, gdzie zatrzymam się na jedną noc przed dalszą podróżą na zachód, przez Pacyfik.
- 25 marca. Wielki Piątek, jestem w Santiago, nastrój przedświąteczny. Szybki rzut oka na miasto – świetne wrażenie: urokliwa starówka i supernowoczesne dzielnice, wszystka na tle imponującego masywu Andów. Zdecydowanie trzeba na Chile przeznaczyć kiedyś solidny wyjazd.
- Wysyłam blog i gnam na lotnisko, adios!
Drobny dodatek do historii:
http://www.gospodarkamorska.pl/Jachty,Zeglarstwo/replika-legendarnego-zaglowca-atrakcja-szczecinskich-dni-morza.html
Może ktoś przejazdem ogarnie i opisze.
Dzięki za czujność, Krzysztof! Kilka razy w różnych miejscach na świecie replika “Victorii” uciekała mi sprzed nosa, do Szczecina wybiorę się na pewno, innych też zachęcam. Niezależnie od tego pod koniec moich relacji planuję napisać parę zdań o epopei powrotnej drogi oryginalnej “Victorii” do Hiszpanii pod komendą Elcano.