Warstwy III

Jeśli starczyło Wam cierpliwości na przeczytanie dwóch poprzednich wpisów (nazwanych nieprzypadkowo Warstwy I i Warstwy II) to zdołacie, mam nadzieję, przebrnąć również przez ten artykuł, zamykający grecką trylogię.
Próbuję w tej relacji pokazać napotkane przez nas podczas tygodniowej zaledwie wycieczki pod koniec 2019 roku miejsca, charakterystyczne dla najważniejszych okresów historii Grecji, które nazywam “warstwami”.
Pomniki warstw najstarszych, od mykeńskiej po klasyczną już widzieliśmy we wpisach z grudnia 2019 i stycznia 2020, na znalezienie ciekawych pamiątek z czasów rzymsko – bizantyjskich zabrakło czasu (chociaż i tak tkwią na ogół pomiędzy starszymi i młodszymi od nich warstwami), proponuję zatem przeskok o jakieś półtora tysiąca lat i zatrzymanie się na roku 1204.
Wtedy to obejmujące ziemie greckie Cesarstwo Bizantyjskie (a więc dawne wschodniorzymskie) padło ofiarą najazdu europejskiego rycerstwa, które wybrawszy się na IV wyprawę krzyżową, niespodziewanie zboczyło z kursu do Ziemi Świętej i zdobyło Konstantynopol.
Podłoże takiego obrotu sprawy było skomplikowane, nie miejsce tu na rozpisywanie się o nim; zaciekawionym polecam świetną, przystępnie napisaną monografię Michaela Angolda “Czwarta krucjata”.
Rezultatem ciągu wydarzeń z przełomu XII i XIII wieku było między innymi powstanie frankijskiego (łacinnicy, Frankowie – tak zachodnich krzyżowców nazywano w greckojęzycznym Bizancjum) Księstwa Achai na Peloponezie, oraz Księstwa Aten, a także kilku enklaw przyznanych Wenecjanom – największym bodaj beneficjentom krucjatowej awantury.
Do największych zaś przegranych należały, jak twierdzą badacze dziejów, cne konstantynopolitańczykówianeczki.
Dostojne damy z Konstantynopola
spotkała przykra od krzyżowców dola,
bowiem one tyż
musiały wziąć krzyż,
taka to już bywa dam podbitych rola.



Twierdze budowane, rozbudowywane, odbudowywane, nadbudowywane na wcześniejszych założeniach przez Wenecjan przez prawie pięć wieków, począwszy od końca dwunastego, miały za zadanie ochronę szlaków i faktorii handlowych przynoszących gondolierskiej republice bogactwo i potęgę.
Swojego czasu opisaliśmy i pokazaliśmy potężną twierdzę na wyspie Korfu .
Na nieodległym Peloponezie mogliśmy zaś zobaczyć trzy imponujące dzieła fortyfikacyjne: w Metoni i Koroni, tworzące zespół zwany “dwojgiem oczu najjaśniejszej Wenecji”, oraz znacznie młodszą, osiemnastowieczną twierdzę górującą nad Nauplionem.

Najmilsze wspomnienia przywołujący Nauplion był naszą bazą przez trzy dni.
Można poniżej zobaczyć, jak artyści poświęcali się dla uwiecznienia wizerunku uroczego hoteliku i jakie efekty przyniosły ich usiłowania, a także jakie widoki rozciągają się po pokonaniu tysiąca kilkuset schodów wiodących do weneckiej twierdzy zwanej Palamidi:


Wenecjanom wystarczały, jako kupcom i żeglarzom, zdatne do ufortyfikowania, leżące przy dogodnych portach, nadmorskie wzgórza.
Panowie krzyżowcy, “łacinnicy”, tworząc na opanowanych terenach bizantyjskich swoje frankijskie księstwa (a także na pewien czas – Cesarstwo Łacińskie), poświęcali również śródlądziu uwagę, stosowną do potencjalnych możliwości jego gospodarczego żyłowania.
Obejmujące większość Peloponezu łacińskie księstwo Achai zyskało za sprawą zdobywców nową, praktycznie od podstaw zbudowaną w górach nieopodal ruin antycznej Sparty, stolicę – Mistrę.
Frankowie nie porządzili tu wszakże dłużej niż pół wieku, ustępując przed odzyskującym siły i terytoria po krucjatowym najeździe, cesarstwem bizantyjskim.
Mistra zaś przeżyła lata świetności aż do czasu podboju osmańskiego, który w jej przypadku nastąpił w 1460 roku, kilka lat po zdobyciu przez Turków Konstantynopola. Potem miasto podupadało, aby w okresie wyzwalania Grecji spod panowania tureckiego na początku XIX wieku, kompletnie się wyludnić.
Opuszczone ruiny stanowią malowniczą scenerię fotograficzną pod warunkiem, że przybędzie się tam w godzinach porannych – wówczas jest szansa zrobienia lepszych zdjęć niż moje, którym przedzachodnie światło zdecydowanie nie sprzyjało.

Zamieściwszy powyższe fotki stwierdziłem, że nie są jednak całkiem liche i w jakimś stopniu odwzorowują rzeczywistość, co natchnęło mnie ochotą do podsumowania greckich relacji w możliwie najtreściwszej formie.
Nie będzie to nic odkrywczego, ale że od banału chciałoby się uciec, to wspomnę pokrótce w historycznym aspekcie o sprawie, która zaprząta ostatnio uwagę świata.
Mam na myśli epidemie najróżniejszych choróbsk, od zawsze dręczących i dziesiątkujących ludzkość.
Od zawsze starano się znajdować antidota na epidemiczne klęski, dawniej ze skutkiem marnym, w nowszych czasach zaś – coraz lepszym (choć sposobami kontestowanymi ostatnio przez różne antyszczepionkowe i proznachorskie sekty).
Od zawsze też, w obliczu braku naukowych metod walki z epidemiami, sięgano po elementy z pogranicza magii i wierzeń religijnych; spektakularnym tego przykładem jest choćby wspomniany w poprzednim “greckim” wpisie antyczny kompleks świątynno – medyczny w Epidauros.
W różnych terapiach wszakże, jak też na wszelkie kłopoty, pomocny może być taniec.
Najlepiej taki, który Grekowi Zorbie pozwolił otrząsnąć się po “pięknej katastrofie”. Przypomnijcie sobie przy okazji ten nieśmiertelny film, a na razie – posłuchajcie i popatrzcie na trochę podstylizowany, ale cudny taniec!

Warstwy II

Przeżywszy w zdrowiu wymagający znacznego poświęcenia na polu konsumpcyjnym okres świąteczno – noworocznej rozpusty, wracamy do greckich, warstwowych wspomnień, podtrzymując obietnicę samoograniczania się w szafowaniu słowem, na rzecz obrazu. Całkiem milczeć jednak się nie da.
Jako że odwiedziliśmy Helladę krótko przed zimowym przesileniem, skojarzyło się nam ono z boginią nocy Nyks ,
której najważniejsze sanktuarium znajdowało się w Megarze , obecnie niepozornym miasteczku, mijanym w drodze z Aten, równolegle do pobliskiej wyspy Salamina, poprzez Korynt na półwysep Peloponez.
Naszkicowana przez Janusza mapka pozwala wyobrazić sobie genezę ksywki, nadanej jednej z mieszkanek domu seniora w niezapomnianej sztuce Stanisława Grochowiaka “Chłopcy” przez jej współpensjonariuszy, mianowicie: “babcia Peloponez”. Bo, jak uzasadnił to jeden z “chłopców”, nieboga moczyła się w kształcie tego półwyspu.
Mapka wszakże obrazuje, poza zarysem wybrzeża, także trasę przebytą przez nas na Peloponezie, w ciągu kilku dni u schyłku 2019 roku.
Powolna jazda dobrymi, pustymi o tej porze roku drogami i odczytywanie nazw miejscowości (też wolnych akurat od chmar turystów) sprawiła, że poczuliśmy się jak szkolni repetowicze, którym powtórkę z historii dane było uzupełnić oglądem miejsc, gdzie ona się działa. To najlepiej pozwala utrwalić materiał, nie tylko w Grecji zresztą.
Taki Korynt, dajmy na to, z którego nazwą natychmiast łączymy choćby “kanał koryncki“, “córy Koryntu” czy “listy św. Pawła do Koryntian“, nie pozwoli się ominąć bez zwiedzenia fantastycznych pozostałości jednej z najważniejszych greckich poleis w warstwach archaicznej (800 – 479 p.n.e.), oraz klasycznej (479 – 323 p.n.e.).
Kanał zaś, choć 25 wieków młodszy, też robi wrażenie. Myślano o nim już w starożytności, jednak wykuto (skał tamtejszych nie dało się przekopać, jak Mierzei Wiślanej) dopiero pod koniec XIX wieku, przerabiając de facto półwysep w wyspę – jednak z powodów niezaprzeczalnie racjonalnych.

We wspomnianych okresach, czy też warstwach (by starać się uplastycznić w wyobraźni cezury czasowe), obejmujących blisko pół tysiąclecia, helleńska cywilizacja ugruntowała się, ekspandując wzdłuż wybrzeży mórz Śródziemnego i Czarnego, wraz z ich kolonizacją przez społeczności różnych greckich poleis.
Bywaliśmy już w takich miejscach, notując nasze spostrzeżenia choćby tu i tu.
Znacznie dalej natomiast poniosły zdobycze tej cywilizacji hufce Aleksandra Macedońskiego, początkując kolejną warstwę – okres kultury hellenistycznej , która wkrótce z kolei stała się ważnym składnikiem budulca imperium rzymskiego, gdy Wieczne Miasto jęło podporządkowywać sobie świat.


Mawiał ze Sparty wódz,
że niby “chcieć – to móc!”
chciał bardzo pewnej nocy,
lecz nie stanęło…mocy,
ażeby Persa tłuc.


Wróćmy do obrazków z naszej podróży.
Ze sławnej Sparty starożytnej pozostały mało widoczne resztki, firmowane przez współczesny pomnik Leonidasa, jednak duch miejsca mieszkający w tysiącletnim gaju oliwnym porastającym nieliczne ruiny, przyprawia o dreszcze emocji.
Obyczaje i wychowanie spartańskie od wieków stanowią wzorzec dla absztyfikantów systemów społecznych, w których jednostka jest przedmiotem w rękach władzy państwowej, a siła najważniejszym argumentem.
Obserwacje wskazują jednak, że tego rodzaju systemy stają się z czasem, w najlepszym przypadku, nawozem dla dorodnych drzew – jak w Sparcie.

Wspomniana wyżej klamra czasowa, spinająca najwspanialsze warstwy starogreckiej cywilizacji – archaiczną i klasyczną, ma naturalnie umowny zakres,
który pozwala na porządkowanie wiedzy historycznej.
Nie da się domknąć relacji z odwiedzonych na Peloponezie reliktów tego okresu bez wspomnienia o obiekcie zupełnie niezwykłym: kompleksie sanktuaryjno – sanatoryjnym w Epidauros . Zaproponowana tu zbitka nazewnicza nie wyczerpuje zresztą wszystkich jego funkcji, bo należałoby dodać jeszcze co najmniej: sportową, teatralną, kulturalno – edukacyjną i hotelową.

Największy w starożytnej Grecji amfiteatr, stadion z gimnazjonem i palestrą, termy do kąpieli leczniczych, czy hotel dla kuracjuszy i pielgrzymów, otaczały centralny zespół świątynny poświęcony Asklepiosowi , mitologicznemu bogu nauk medycznych. Była tam też świątynia Artemidy, której mitologia powierzyła, między innymi zadaniami, opiekę nad klientkami miejscowej izby porodowej.

Mitologia grecka, będąca spoiwem tej wielkiej cywilizacji, wymyka się jakimkolwiek próbom “warstwowania”, bowiem jest konglomeratem wierzeń różnych grup etnicznych, zasiedlających w zamierzchłej przeszłości przez długie wieki Attykę, Tessalię, Peloponez, czy rozliczne wyspy mórz Egejskiego i Jońskiego. Jej “eksport” poza rejony właściwej Grecji był wynikiem najpierw Wielkiej Kolonizacji, potem podbojów aleksandryjskich, w końcu zaś – po “ułacinnieniu”- adaptacji przez rzymskich najeźdźców.


Wiem, że nie możecie się doczekać obiecanych szkiców i akwarelek, więc już to nadrabiam, a komentarz i zdjęcia będą po nich:

Tak widzą wejście do sławnego tolosu w Mykenach, nazywanego Grobem Agamemnona, lub  Skarbcem Atreusza Ania ( obrazek z lewej) i Janusz.
Tak widział je Juliusz Słowacki (był tam 180 lat przed nami), oraz obiektyw mojego aparatu (od wewnątrz grobowca, za to z sylwetkami współtowarzyszy podróży):

 

Żadna z przywołanych wyżej nazw grobowca nie odzwierciedla raczej jego prawdziwego przeznaczenia (to znaczy – grobowiec był, ale nie wiadomo czyj).
Odsłonięty w pełnej krasie i zbadany dokładnie, stał się niewątpliwie jedną z ikon dziewiętnastowiecznej, “romantycznej” archeologii, w inspirujący sposób opisanej lata temu przez C.W.Cerama w bestsellerze “Bogowie, groby i uczeni” , a potem przez innych autorów prac z “ceramowskiej” serii.
Najbardziej spektakularne były odkrycia Heinricha Schliemanna , urodzonego w starosłowiańskim Nowym Bukowie (Neubukow) pasjonata historii, który przy braku zawodowego i akademickiego przygotowania zadziwił świat i udowodnił, że naprawdę “chcieć to móc”. Podążając za wskazówkami zawartymi w Iliadzie i Odysei Homera Schliemann zlokalizował i odsłonił ruiny Troi, jak też badał założenia pałacowo – obronne w Mykenach i Tyrynsie.
Troję może uda się kiedyś zobaczyć, zaś dwa kolejne miejsca, kanoniczne przykłady kultury mykeńskiej, przedeptaliśmy starannie na Peloponezie, jako niemal jedyni zwiedzający owe mityczne, a jednak realne budowle.
Gdy minie się współczesne, skromne miasteczko Mykeny, dostrzec można potężny, osadzony na stromych wzgórzach kompleks wzniesiony z kilkunastotonowych głazów uformowanych w cyklopowe mury.

Nie sposób powiedzieć czy napisać coś sensownego (a zwłaszcza nowego) o miejscu, opisanym po stokroć przez wielkich opisywaczy, gnieździe ważnych zdarzeń i postaci  greckiej mitologii, oraz bohaterów homerowych eposów. Właściwiej jest spróbować przypomnieć sobie te historie, snując się w ciszy wśród prawiekowych budowli tak, jak nam to było dane (tylko kasa biletowa przy wejściu przypominała o dniu dzisiejszym).
Z leżących (w odróżnieniu od górzystych Myken) na płaskim terenie monumentalnych pozostałości Tyrynsu, widać apetyczne połacie gajów pomarańczowych, obsypanych dojrzałymi u progu zimy owocami. Obiekt zwany często cytadelą, jest rówieśnikiem mykeńskiego i w widocznej obecnie formie ma co najmniej trzy i pół tysiąca lat, oraz widoczne zdaniem fachowców znamiona wpływów egipskich, przeniesionych tu poprzez kreteńską kulturę minojską.
Na samym dole tego wpisu, zaraz za zdjęciami z Tyrynsu, zamieściłem ściągę, którą musiałem zrobić przygotowując się do wycieczki i do niniejszej relacji.
Ze ściągi tej łatwo się zorientować, że czeka Czytelników jeszcze spotkanie z warstwami dotychczas nienaruszonymi. Już w kolejnym artykule.

A to wspomniana chaotyczna nieco, ale przydatna ściągawka:

1.Okres neolitu (7000 pne. - 3100 pne.)
2.Okres helladzki (era brązu 3100 pne. - 1100 pne.) - kultura minojska (Kreta) - kultura mykeńska (Mykeny, Teby, Tiryns, Ateny, Pylos), od ok. 1600 do 1100 pne.
3.Wieki ciemne (1100 - 800 pne.) - bardzo mało śladów 
4.Okres archaiczny (800 - 479 pne.) - wielka kolonizacja VIII-VI w. pne. - pierwsze igrzyska w Olimpii (776 pne.) - ostatnie 393 AD - Ateny - Sparta - demokracja ateńska (Solon, potem tyran Pizystrat, demokracja Klejstenesa) - tyrani (Fejdon z Argos, Kypselos z Koryntu, Ortagoras z Sykionu), VI w. pne. - wojny perskie (499-479 pne.) - Maraton, Plateje, Salamina
5.Okres klasyczny (479 - 323 pne.) - dominacja Aten, ugruntowanie demokracji przez Peryklesa - wojna peloponeska (431 - 404 pne.) osłabienie Aten, wzmocnienie Sparty potem sojusz Aten z Tebami, potęga Teb, pobicie Sparty pod Leuktrami (371) - klęska Aten w powstaniu inspirowanym przez Persję (355 pne) - ekspansja Macedonii (360 - 323 pne.) 
6.Okres hellenistyczny (323 - 30 pne.), zakończony podporządkowaniem Rzymowi większości państw powstałych po podbojach Aleksandra Macedońskiego i po wojnach diadochów 
7.Prowincja rzymska, a od IV w. AD - pod władzą Bizancjum, w tym czasie najazdy Gotów, spustoszenie Aten, trochę później najazdy Słowian 
8.Po IV krucjacie, od 1205 AD w Methoni i Koroni twierdze krzyżowców (w ramach księstwa Achai), po kilku latach opanowane przez Wenecję
9.Wenecja utrzymała zamki do zdobycia ich przez Turków AD 1500

 

 

 

 

 

 

Warstwy I

źródło: Onet

W krótkim poprzednim wpisie wspomniałem o podziemiach krakowskiego rynku, gdzie świetnie wyeksponowano odkryte w trakcie badań archeologicznych warstwy osadnicze starego miasta, począwszy od X wieku.
Nakładające się z biegiem czasu na siebie warstwy obrazują w sposób materialny kolejność kształtujących je wydarzeń historycznych (czasem też przyrodniczych), zaś odkrycia archeologiczne, splatając się z wiedzą uzyskiwaną ze źródeł pisanych, z analiz lingwistycznych, a ostatnio także z badań genetycznych, próbują w coraz dokładniejszy sposób opisywać przeszłość.


W różnych rejonach czytelne ślady cywilizacyjne sięgają różnych epok.
W Europie najgłębiej niewątpliwie lokują się w Grecji, kolebce naszej strefy kulturowej, krainie we wszystkich wymiarach postrzępionej.
Brać się za opisywanie greckich krajobrazów i greckiej historii, mając za poprzedników choćby Homera, Byrona, czy Herberta, byłoby zbytnią zuchwałością. Postaram się zatem ograniczać sferę słowną relacji na rzecz ilustracyjnej, której szczęśliwie nie poskąpili niezawodni współuczestnicy późnojesiennego wypadu, Ania i Janusz.
Na początek wspomnę o cieniutkiej i świeżej jak na Grecję warstewce (której nie mieli szansy opisać klasycy), spiętej klamrą ponad czterech dekad, dzielących czas powstania dwóch par zdjęć:

Nieprzypadkowo wytrwałość greckich wojaków bywała opiewana już w starożytnych eposach; ci na zdjęciach, pilnujący ateńskiego Grobu Nieznanego Żołnierza, przechadzają się niezmiennym krokiem przez dziesiątki lat, zmieniając jedynie kurtki stosownie do pory roku. Zerknijcie, jak się ruszają!


Zaznaczyć należy, że widniejące w podpisach zdjęć określenia pór roku dotyczą wyłącznie właśnie pór roku i ich zróżnicowania, o czym świadczy na przykład długość spodni, czy stopień zachmurzenia.
Kolejna różnica, to rusztowania oplatające obecnie ateński Partenon, którego zresztą dzięki mrówczej pracy konserwatorów przybyło od czasu zrobienia wcześniejszego zdjęcia.
/W tej peryklesowej budowli Turcy, podbiwszy południowo – wschodnią Europę w XV – XVI wieku, urządzili skład prochu, który efektownie eksplodował po trafieniu kulą armatnią wystrzeloną przez Wenecjan w 1687 roku, kiedy to ośmieleni turecką klęską pod Wiedniem, zdecydowali się dołączyć do antysułtańskiej koalicji. Tym sposobem polska husaria pośrednio przyczyniła się do dewastacji perły greckiego antyku. Wybuch rozrzucił kawałki Partenonu po całym wzgórzu Akropolu, gdzie są pracowicie odszukiwane i wklejane w oryginalne miejsca/

Przewodnicy dokładają starań, aby zainteresować zblazowanych turystów historią miejsca, ci jednak w najlepszym przypadku je szkicują, częściej jednak fotografują, najchętniej z sobą na pierwszym planie.

Wracając do tytułowych warstw, to ateński Akropol jest bez wątpienia  najsławniejszym spośród wielu greckich obiektów, gdzie można je “czytać” począwszy od czasów najdawniejszych.
Dogodne strategicznie i komunikacyjnie miejsca były obwarowywane – dla obrony przed najeźdźcami, oraz wyposażane w sanktuaria obowiązujących aktualnie bóstw – dla uświadomienia pospólstwu związków władzy z atrybutami świętości, już od czasów prehistorycznych.
Okres kultury helladzkiej, datujący się z grubsza 5 tysięcy lat wstecz (a więc jakieś 4 tysiące lat przed najstarszą warstwą krakowską), pozostawił po sobie powstałe w jego późnej fazie monumentalne budowle ( z ok. 1600 r pne.), spuściznę warstwy cywilizacyjnej zwanej “mykeńską”.
Do Myken zajrzymy w dalszym ciągu relacji, pewnie już w nowym roku (żeby pozwolić PT Czytelnikom spokojniej przygotować oraz zjeść to, co zwykli jadać na święta), jednak ślady murów z ogromnych głazów z tego czasu są widoczne także wśród najstarszej zabudowy wzgórza Akropolu.

Strzępy wiedzy zapamiętanej ze szkolnych lekcji historii odżywają na każdym kroku, a zapisane greckim alfabetem, odczytywane z pewnym trudem nazwy  przypominają, że to z greki wzięła się duża część terminologii wszelkich dziedzin, adaptowana do języków nowoczesnych.
Wśród mnóstwa zapożyczeń, dwa słowa są ostatnio szczególnie często obecne w naszych głowach: “demokracja” i “tyrania“. Te dwa systemy, czy raczej filozofie sprawowania władzy zmagały się ze sobą w czasach Solona, Pizystrata i Peryklesa, zmagają się w różnych miejscach na świecie do dzisiaj. Czasem tyranie i tyrani przedstawiają obraz karykaturalny, ale i tak szkody pozostające po ich przejściowym panowaniu trzeba usuwać latami.

Nie mogę odmówić sobie przyjemności zamieszczenia powyższych obrazków mimo, że każdy z Was oglądał je już zapewne w znacznie lepszym wykonaniu, a wielu – mogło naocznie przekonać się o wielkości greckiej sztuki architektonicznej, zwłaszcza z okresu klasycznego (IV – V wiek p.n.e.). i poprzedzającego go schyłku okresu archaicznego w historii starożytnej Grecji.
Takiego jednak zapisu wrażeń na pewno jeszcze nie widzieliście:

Pierwsza akwarelka przedstawia widok z okna pokoju, w którym nocowaliśmy – poza sezonem można tego typu “miejscówkę” wynająć za rozsądną kwotę
(dla uwiarygodnienia – zdjęcia):

Tu nasunął się jeszcze krótki ciąg wspomnień z 1976 roku: najpierw pomysł rzucony w klubie “Posejdon”, żeby ponurkować w warunkach odmiennych niż kaszubskie jeziora czy fragmenty wybrzeża Bałtyku, skąd nie przeganiały Wojska Ochrony Pogranicza. Kilkugodzinny marsz w śniegu powyżej kolan z beskidzkiego schroniska (gdzie urządziliśmy klubowe zimowisko) do najbliższej wioski, żeby dać się odhaczyć na liście wyborczej (chyba jedyny raz za PRL-u), bo bez tego nie można było marzyć o otrzymaniu paszportu.
Występowanie z uprzejmym podaniem o zakup kwoty bodaj 10 dolarów,
a jednocześnie – polowanie na “rzucone na rynek” żelazka i sowieckie aparaty fotograficzne, które podobno “szły” w Grecji, pozwalając uzupełnić zasób “cennych dewiz”. Równoległe polowanie na konserwy (zwłaszcza mięsne, nazywane przez nas pieszczotliwie “dupami wołowymi”), żeby jak najmniej owych cennych dewiz przeznaczać na miejscu na zakup jedzenia.
Nocowanie w namiotach na polu przy lotnisku (było wówczas znacznie bliżej centrum Aten, niż obecne, nowe) i długi marsz w kierunku Akropolu, żeby zaoszczędzić na bilecie autobusowym. W nagrodę – kontakt z wodą ciepłą, słoną i znacznie bardziej przeźroczystą, niż znana nam dotychczas.
Krótko wcześniej upadła w Grecji niesławnej pamięci junta “czarnych pułkowników”; zaczęła się tam kolejna już w historii kraju faza przechodzenia od tyranii w kierunku demokracji. Polska czekała na taki moment jeszcze kilkanaście lat, potem znów się przełamało w złą stronę, a teraz budzi się nadzieja na odkręcenie trendu, co jednak zależy od wszystkich ludzi swobodnej myśli.