Telewizja

Będąc odpornymi na modne trendy, nie wyrzuciliśmy z domu telewizora.
Dość już leciwe urządzenie stoi w kąciku i bywa uruchamiane rzadko, czyli wtedy, kiedy anonsowane są ciekawe programy kulturalne albo sportowe, no i bajki.  Nowinki ze świata polityki łatwiej jest śledzić słuchając radia, bądź zaglądając do zaabonowanych serwisów internetowych.
Wczoraj wszakże (14 listopada 2019) po raz pierwszy od kilku lat włączyliśmy “Wiadomości” pierwszego programu TVP, bowiem w różnych źródłach (ale nie w informacjach programowych TVP) zapowiadano wyemitowanie tam orędzia nowo powołanego Marszałka Senatu.
Mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że opisane poniżej wrażenia są świeże, bo nie skażone częstym kontaktem z ekranem, aczkolwiek na pewno subiektywne.
Otóż zobaczyłem przed sobą nieco zmodernizowany i bardziej kolorowo oświetlony… sklep mięsny z PRL-u. Zza obszernej lady korpulentna jejmość, omiatając zgromadzoną klientelę władczym wzrokiem, oferowała niezbyt apetyczne ochłapy oraz steki, które kierownictwo zechciało rzucić na sklep.
W pewnej chwili ekspedientka stanęła przed ladą w pełnej okazałości, a za moment ekran wypełnił widok strumienia ścieków, wpływających awaryjnym przelewem do Wisły. Jak głosił napis, była to sprawka Prezydenta Warszawy, jednak nie wydaje się możliwe, aby jeden człowiek był w stanie tego dokonać. Z całą pewnością ową masę ścieków, wylewającą się z ekranu, musiały zasilać wszystkie stołeczne pisuary.
Tuż po tym, uprzedzając w uprzejmy sposób wystąpienie Marszałka Senatu, pokazano szpital, którym wcześniej kierował, a który jest zadłużony (w przeciwieństwie zapewne do innych szpitali w kraju), zawieszając bez odpowiedzi enigmatyczne pytania o enigmatyczne grzechy Trzeciej Osoby w Państwie.
Orędzie puszczono z nagła, po zniknięciu z ekrany ekspedientki, ale jak w starej dobrej piosence: “warto było czekać”, bo okazało się, że istnieje jeszcze świadomość racji stanu i to artykułowana dobrą polszczyzną!


“Nie przenoście nam stolicy do Krakowa” – śpiewali (śpiewały?) swojego czasu dwaj (dwa?) Krakusi (Krakusy?), Grzegorz T. i Andrzej S.
Jak dotychczas ich życzeniu staje się zadość; groźba przeniesienia stolicy oddalana jest dzięki eksportowi do Warszawy siły żywej, skłonnej obejmować tam najbardziej prestiżowe stanowiska pań-stwowe. W odwrotną stronę bywa, że jedzie siła nieżywa.

Zdarzył nam się ostatnio błyskawiczny wyjazd do Krakowa, na tyle krótki, że nie starczyło czasu żeby spotkać się z tamtejszymi przyjaciółmi, za co przepraszamy, obiecując poprawę w przyszłosci.
Udało się wszakże łyknąć nieco atmosfery (bez uszczerbku na zdrowiu, bo smogu akurat nie było), która od jakiegoś czasu stała się niezłym konglomeratem lokalnej patyny i powiewu światowości.
Zatłoczona cudzoziemcami starówka jest coraz to pucowana i spłukiwana, wobec czego nie do końca aktualna jest konstatacja Sztaudyngera, że “gołębiami brukowany Kraków, gówno ma z tych ptaków”, bo ptaki są, ale reszta – zmyta.
Gołębie, podobnie jak kwiaciarki i turyści, poruszają się po nowej nawierzchni Rynku ułożonej na płycie, która przykrywa fantastycznie wyeksponowane w trakcie wieloletnich prac wykopaliskowych miejskie warstwy osadnicze, z których najstarsza ma  dobrze ponad tysiąc lat. Kto nie widział “podziemnego rynku”, niech koniecznie postara się tę zaległość nadrobić! A potem – wziąć oddech choćby w Ministerstwie Śledzia i Wódki.
Podziemnego Krakowa zaliczyliśmy zresztą więcej, bo udało się wepchnąć na sobotni występ kabaretu w Piwnicy pod Baranami; wrażeń nawet nie próbuję opisać poza refleksją, że piwniczanie nie schodzą z poziomu z czasów Piotra Skrzyneckiego, ciepłym wzrokiem spoglądającego z portretu nad estradą.
I jeszcze jedno, nieco zaskakujące, ale bliskie sercu podziemie: śniadalnia w piwnicy skromnego hoteliku przy Długiej, w arcystaranny sposób zaaranżowana na “Bibliotekę Magellana”. A to, że półki biblioteki zapełnione są w znacznej mierze dziełami Lenina, nie pozwala zapomnieć, gdzie jesteśmy. Opary surrealizmu snują się po Krakowie, będąc nieodzownym składnikiem wspomnianej wyżej atmosfery, która oby wiecznie unosiła się nad miastem!

 

Dodaj komentarz