Navigare necesse est…

Zacznijmy od newsa sprzed kilkunastu dni: Rosja blokuje dostęp do Morza Azowskiego przez Cieśninę Kerczeńską (jakżeby inaczej – okolice oblepione w czasach antycznych koloniami greckimi, do których mamy ostatnio szczęście!). Świat burzy się z tego powodu, nie tyle może ze względu na obronę interesów Ukrainy, w które celuje ta kremlowska zaczepka, ile z uwagi na podkopywanie jednego z filarów światowego ładu, czyli swobody żeglugi.

A że wszelakie formy ładu, z wielkim mozołem kształtowane poprzez dochodzenie do kompromisów, bywają chętnie naruszane przez tych, którzy uważają się za lepszych, “słuszniejszych”, czy silniejszych, to świat cywilizowany stara się umówionych zasad ładu pilnować, czy dotyczy to np. konstytucji, czy swobody żeglugi właśnie.

  • Żegluga jest bowiem koniecznością, o czym przypomina tytuł niniejszego wpisu, cytujący fragment znanej łacińskiej sentencji. Umiejętność przeprawiania się przez wodne przeszkody (bez względu na to, czy w grę wchodziły niewielkie rzeki, czy oceany), musiała być jedną z pierwszych, jakie na początku swej ekspansji opanował gatunek ludzki. Trzeba było przewozić, zdobywać, gonić, uciekać, poznawać, łowić – a w tym celu tworzyć i doskonalić urządzenia pływające.
  • Badanie sposobów konstruowania jednostek pływających w przeszłości jest, wobec niezwykle ubogiego zasobu informacji pisanych lub graficznych na ten temat, domeną wąskiej specjalności archeologicznej.  Rezultaty zaś odkryć i dociekań przedstawiają specjaliści na cyklicznych ISBSA (Sympozja Archeologii Łodzi i Statków) ; jak wspominałem w poprzednim wpisie, wzięliśmy udział w niedawnym sympozjum w Marsylii.
    Wyniki badań podwodnych archeologów (chociaż wraki znajdowane są także na lądzie, w wyschniętych zbiornikach wodnych), wspomagających się dostępną współcześnie wiedzą i technologią z wielu dziedzin, budzą najwyższe uznanie i szacunek. Gospodarze tegorocznego ISBSA pochwalili się na przykład odtworzoną dokładnie na podstawie oględzin wraku z czasu zakładania Massalii (Marsylii) grecką łodzią, którą nazwali “Gyptis”; chętnym proponowali nawet rejs po Zatoce Marsylskiej.

    Pisząc ten artykuł zdałem sobie sprawę, że znakomita większość tego, co dotychczas zaistniało w blogu, w bliższy czy dalszy sposób koresponduje z dokonaniami jego patrona – Magellana, który podejmując swą historyczną wyprawę (n.b. w 2019 roku przypada 500-na rocznica tego wydarzenia) wpisał się w odwieczne ludzkie “navigare necesse est?”.
    Sama sentencja jednak, wypowiedziana ponoć po raz pierwszy w szczególnych okolicznościach przez Pompejusza, ma swoją kontynuację: “…vivere non est necesse.”. “Żegluga jest koniecznością, życie koniecznością nie jest” – tak tłumaczyć można całość. I jak większość powiedzeń sławnych ludzi, od początku bywa rozpamiętywana i analizowana aby dociec, co autor miał na myśli.
    Nie wchodząc w ten nurt chcę jednak sprzeciwić się pompejuszowej konstatacji; uważam, że zdarzają się Ludzie, których życie jest koniecznością. Należał (niestety, czas przeszły) do nich Krzysztof, a mogą to poświadczyć rzesze tych, którym pomógł. 

  • Jeszcze o wodzie i starociach (chodzi o stare przedmioty, znajdowane pod wodą, żeby nie było wątpliwości).  Zdjęcie obok zrobiłem 40 lat temu i trochę się go wstydzę. Nie z powodu kiepskiej jakości – fotografowało się wtedy czym i na czym się dało – tylko z powodu procederu, jakiemu nie do końca świadomie oddaliśmy się podczas nurkowań w Morzu Marmara. Sympatyczni tureccy koledzy – nurkowie zabrali nas na odkryty przez siebie wrak (greckiego starożytnego statku, a jakże), który traktowali jak bankomat. Gdy brakowało dudków, wyciągali z wraku kilka amfor, na które czekał już pośrednik. Nam w dowód przyjaźni pozwolili ukraść  (trzeba spojrzeć prawdzie w oczy i porzucić eufemizmy) parę artefaktów, które szczęśliwie ominęły później kontrolę graniczną. Sprawa pewnie jest dawno przeterminowana, ale na wszelki wypadek nie pokazuję wizerunków sprawców.
    Dużo bardziej etycznie i profesjonalnie podchodzą do sprawy współcześni archeolodzy podwodni, których referatów mieliśmy okazję posłuchać podczas sympozjum w Marsylii. Ciekawe i dobrze przyjęte były wystąpienia pracowników Narodowego Muzeum Morskiego w Gdańsku, prezentujących m.in. wizualizacje X-wiecznych wraków odnalezionych w wodach dawnego portu w Pucku, a wykonane w oparciu o zdjęcia fotogrametryczne. Warto zobaczyć, jak to wygląda, w ich Wirtualnym Skansenie Wraków.   
  • W tymże Muzeum Morskim, krótko po powrocie z Marsylii, mieliśmy okazję przypomnieć sobie prehistorię polskiego nurkowania, tworzoną przez pionierów m.in. z naszego klubu “Posejdon”. Zaprojektowali oni, zbudowali, wypróbowali i rozpoczęli eksploatację pierwszej polskiej podwodnej kabiny mieszkalnej (habitatu) “Meduza”. Dokonali tego pół wieku temu, zaledwie kilka lat po pierwszym tego rodzaju eksperymencie Jacques’a Cousteau, dysponując nieporównanie skromniejszym niż Francuzi zapleczem finansowym i technicznym.

    Obszerna informacja o “Meduzie” (która teraz, odremontowana, bazuje w Warszawie) jest do poczytania na stronie…firmy ubezpieczeniowej.
    Czemu zeszliśmy w tym pisaniu pod wodę?
    Bo leży tam całe żeglarskie dziedzictwo ludzkości, które coraz lepiej udaje się poznawać dzięki błyskawicznym postępom współczesnej techniki, poprzedzonym takimi eksperymentami, jak “Meduza”.
    Na konferencji ISBSA w Marsylii znalazły się też referaty, dotyczące kog hanzeatyckich. 

    Ta wywodząca się z rejonu Fryzji średniowieczna konstrukcja okrętowa, pozwalająca na pomieszczenie znacznej ilości towarów handlowych, jak również uzbrojenia z obsługą, stała się podstawowym typem statku Hanzy, kartelu kupieckich miast północnoeuropejskich, dominującego przez kilkaset lat w handlu i gospodarce tego regionu. Historia Hanzy zaczęła się w Lubece, która przewodziła temu związkowi przez cały czas jego świetności. 

    Jeszcze przed końcem roku mamy nadzieję odbyć krótką wizytę w Lubece i obiecuję, że w relacji nie będzie wzmianki o starożytnych kolonistach greckich, bo nigdy w ten rejon nie dotarli, zaś Czytelnikom mogli się chwilowo znudzić po poprzednich wpisach. Wierzę też, że Żonna przywiezie stamtąd jakieś szkice, bo w tym wpisie niestety ich zabrakło. Jako namiastkę zamieszczam więc skopiowane z Tygodnika Powszechnego zdjęcie, które – w nawiązaniu do motta tego artykułu – można by zatytułować: “nawigować każdy może”

     

2 komentarze do “Navigare necesse est…”

Dodaj komentarz