Limes Arabicus II

  

  • Więc Petra. Miejsce, sądząc po cenie biletów wstępu – kilka, a nawet kilkanaście razy bardziej atrakcyjne niż inne jordańskie superatrakcje. Cel niezliczonej ilości zwiedzających, przywożonych tu w ramach jednodniowych wycieczek i pozostających w przekonaniu, że w Jordanii nic więcej ciekawego nie ma. Ale dość sarkazmu; Petra to istotnie fenomen na światową skalę – antyczne miasto, którego większość paradnych obiektów została wykuta w skałach wzgórz i ścianach wąwozów, na powierzchni wielu kilometrów kwadratowych.
  • Budowniczymi (czy może raczej: rzeźbiarzami) miasta byli Nabatejczycy, jeden z wielu okolicznych ludów, któremu przyszło mieć swoje “5 minut” (w tym przypadku – ze 400 lat) w historii regionu, zwieńczonych formą dobrze prosperującego, kontrolującego ważne szlaki handlowe królestwa. Kwitło ono w okresie hellenistyczno – rzymskim, aby po dość długim czasie koegzystencji z Cesarstwem, zostać przezeń zdominowanym i na początku II wieku n.e. wcielonym w jego granice.
  • Za kilka dni Boże Narodzenie, którego nieodzownym akcentem jest w chrześcijańskiej tradycji pokłon Trzech Króli złożony Dzieciątku, razem z kosztownymi podarkami. Uczeni w piśmie od stuleci starają się dociec proweniencji owych dostojników, proponując niezliczoną ilość wersji. Nie będzie więc nadużyciem stworzona na użytek tego tekstu hipoteza, że jednym z nich był król nabatejski. Znamy nawet jego imię: królestwem Nabatei rządził wówczas Aretas IV (na obrazku pierwszy z lewej). Niechaj to doniosłe ustalenie będzie naszym wkładem w badania biblistyczne.  (bing.com)
  • Petra, podobnie jak szereg innych pomnikowych dzieł  antycznych cywilizacji w różnych zakątkach świata (choćby peruwiańskie Machu Picchu, kambodżańskie Angkor Wat, egipska Dolina Królów, indonezyjska Borobudur czy homerycka Troja), zapadła na wieki w niepamięć i została ponownie odkryta dla świata przez dziewiętnastowiecznych awanturników o naukowym zacięciu.
  • Przeznaczyliśmy na zwiedzenie Petry dwa dni, ale zimny i ulewny front atmosferyczny wygnał nas stamtąd wcześniej. Niedosyt ilościowy zaliczonych obiektów zrekompensowany został częściowo przez efekty, jakie resztki zanikającego światła słonecznego wydobyły na tle ciemnych chmur.        

  • Nabatejczycy i ich Petra to ciągle czasy hellenistyczno – rzymskie, oscylujące w okolicach roku zerowego (n.b. tytuł “Rok zerowy” nosiła jedna z kolęd, którą przed kilkoma dniami usłyszeliśmy podczas bożonarodzeniowego koncertu nieśmiertelnej Piwnicy pod Baranami w gdańskiej filharmonii). Cofając się wszakże o kilkanaście wieków co rusz natrafiamy na wschód od Jordanu na miejsca, uwiecznione w jednej z najważniejszych lektur w dziejach świata.
  • W podróży oprócz przewodnika Berlitza towarzyszyło nam kieszonkowe wydanie Starego Testamentu z 1983 roku, opatrzone rzeczowymi komentarzami i mapkami pozwalającymi na lokalizację biblijnych wydarzeń. Miejsc takich jest w Jordanii dużo, a zainteresowani tematyką mogą sięgnąć do szerokiej oferty wycieczek o charakterze pielgrzymkowym.
  • Obowiązkowym punktem takich wycieczek jest góra Nebo, na której stanął Mojżesz ze swym ludem po czterdziestu latach tułaczki i ujrzał na zachodzie Ziemię Obiecaną, po czym umarł nie dotarłszy do niej. Z nami było odwrotnie: widok na Ziemię Obiecaną ograniczał skutecznie pustynny pył, natomiast pobyt na górze udało nam się przeżyć (może dlatego, że szybko uciekliśmy przed tłumami wycieczkowiczów z widocznej na zdjęciu “oficjalnej” góry na sąsiednią, gdzie mogliśmy w spokoju podumać).  
  • Kolejnym obowiązkowym przystankiem dla wycieczko – pielgrzymek jest Betania, miejsce baptystycznej aktywności Jana Chrzciciela. Wycofaliśmy się stamtąd zobaczywszy dziesiątki autokarów, których pasażerów upychano po pobraniu słonej opłaty w mikrobusach i wieziono nad Jordan, gdzie miał być ochrzczony także Jezus. Postanowiliśmy udać się nad rzekę nieco dalej i skręciliśmy w gruntową, nieoznakowaną drogę biegnącą w pożądanym kierunku. Spokojną jazdę przerwał głośny, przeciągły gwizd i widok biegnącego w naszą stronę żołnierza z wycelowaną bronią. Wysiedliśmy, a z potoku słów nieboraka udało nam się wyłowić jedynie “generał”. Wojak wydobył smartfona i zameldował co trzeba, a po paru minutach nadjechało uzbrojonym wozem dwóch oficerów. Jeden mówił trochę po angielsku i usłyszawszy od Janusza informację, że ma dzisiaj urodziny, stwierdził rezolutnie: “birthday – wrong way!”. Kazali jechać za sobą do szosy i zapomnieć o bliskim kontakcie z graniczną rzeką Jordan. 
  • Jana Chrzciciela wspomnieliśmy jeszcze raz, spoglądając z perspektywy na ruiny twierdzy Heroda Wielkiego Macheront (Mukawir), podobnej do położonej po izraelskiej stronie Morza Martwego Masady. W tymże Mukawirze dla kaprysu wnuczki Heroda, Salome, ścięto uwięzionego wcześniej Jana, a jego głowę wręczono dziewczęciu na tacy. 
  • I to, co najbardziej lubię: splatanie się różnych wątków historycznych w różnych miejscach. Jan Chrzciciel był patronem powstałego podczas wojen krzyżowych w XII wieku zakonu Joannitów. Zajrzyjcie do wpisu z naszego wypadu na Maltę , aby przypomnieć sobie co nieco o Zakonie kawalerów Maltańskich (czyli Joannitów). Dodam, że ozdobą maltańskiej katedry jest obraz Caravaggia “Ścięcie św. Jana”. A o krucjatowych pozostałościach w Jordanii wspomnę w kolejnym wpisie.

  • Piszę te słowa dwa tysiące lat później, w przededniu Bożego Narodzenia 2017. Powinno być świątecznie, ale okoliczności nie bardzo temu sprzyjają. Namaszczony wolą Bezżennego Patriarchy w miejsce Pani z Broszką, Odprasowany Jegomość zakomunikował światu, że Europę trzeba zrechrystianizować. Na początek idzie nasz nieszczęsny kraj ; ruszyło przestawianie sądownictwa na tory inkwizycyjne, oraz ograniczanie miłości bliźniego do bliźnich lepszego sortu.
  • Przychodzi mi tu na myśl postać tatusia Odprasowanego –  Kornela z Peerela, który głosił w Sejmie wezwania do stawiania woli narodu ponad prawem, które ten naród wcześniej ustanowił. I po raz pierwszy od czasu kiedy szlag trafił komunę klaruje mi się obserwacja, że część ówczesnych bojowników zwalczała ten parszywy system po to, aby przejmując i doskonaląc jego narzędzia, oraz wykazując wysoką zdolność unikania kompromisu, dążyć do władzy w imię swojego fundamentalistycznego i odartego z empatii spojrzenia na świat. Rokowania na przyszłość są niezbyt wesołe, bo jak uczy doświadczenie, tego rodzaju charaktery liczą się jedynie z argumentem siły.
  • Wybaczcie tych kilka refleksji, sprowokowanych być może widokiem Janowej głowy, która spadła z kaprysu władcy. Przypomniał mi się wierszyk sprzed dwóch lat (niektórzy pewnie go znają), jeszcze bardziej niż wówczas aktualny.  
  • A może lepiej skupmy się w bożonarodzeniowym czasie na tym, co najważniejsze: dobrych uczuciach dla wszystkich. Tego życzę Miłym Czytelnikom i sobie też, Piotr (OpoqB)

Dodaj komentarz