Spotykam się z pytaniami o powód długiego braku aktywności blogowej.
Powód jest prosty: trudno posługiwać się klawiaturą komputera, mając zaciśnięte kciuki.
Kciuki zaś były przez ostatni rok zaciśnięte dla różnych intencji; po raz nie wiadomo który okazało się, że czasem to działa, a czasem nie.
Prostuję zatem palce na trochę, aby dać znać, że żyję, a potem – znowu je zacisnę w różnych intencjach.
Albo lepiej nie, bo często podczepiają się intencje niechciane.

Kubek doczekał…
W ponurym czasie pandemicznego lockdownu, w marcu 2021, widniejące obok zdjęcie było jedną z ilustracji blogowego wpisu przedstawiającego nasz dziennik w konfrontacji z “Naszym Dziennikiem”.
Historyczny, trójkątny kubek radiowej “Trójki” z jej najświetniejszych czasów, stał wiernie obok komputera z nadzieją na odwrócenie się biegu spraw. Podobnie jak my – dotrwał.
Właśnie mija rok (mierzony kalendarzem wyborczym) inny od poprzedzających go ośmiu lat.
Inny; dla większości – lepszy. Nie dlatego, że nagle zniknęły wszelkie problemy, ale dlatego, że perspektywy ich rozwiązywania stały się klarowniejsze, zwolna zbliżające się do kontrolowalnych standardów.
Jednak w opinii zwolenników, wyznawców, a zwłaszcza beneficjentów ośmioletniej aktywności sprawującego rządy w Polsce swoistego syndykatu niejasnych interesów – będący kłodą rzuconą pod koła ich rozpędzonego peletonu.
Za dynamiką różnego kalibru zdarzeń politycznych z trudem nadążają najbardziej wytrawni znawcy i komentatorzy, zatem – słuchajmy i czytajmy fachowców, nie szczędząc jednak trudu dla wypracowania własnego, rozsądnie krytycznego oglądu spraw bieżących!
Nie zaniedbując powyższego, zajmiemy jednak odrobinę czasu i uwagi P.T. Czytelników, aby pokrótce napomknąć o naszym “innym roku”, który akurat nie był specjalnie różny od lat poprzednich (oczywiście jeśli pominąć wspomniane tchnienie optymizmu na niwie spraw krajowych).
Udało nam się bowiem znowu zerknąć na kilka ciekawych miejsc (czasem nie po raz pierwszy), których wspólną cechą jest przypadkowo fakt, że można je wszystkie zaszeregować pod literą “W”.
I tak:
Wilno. Każdorazowy spacer po tym mieście pozwala zauważać wcześniej nieodkryte smaczki, potwierdzające jego artystyczną duszę.



Wenecja.
Jej artystyczna dusza opiewana jest od stuleci i ma wymiar światowy.
Podobnie jak pieczęć Republiki na kartach Historii.



Wielkopolska zachodnia, Ziemia Lubuska.
Zdecydowanie niedoeksplorowane rejony, obfitujące w piękne krajobrazy, jak też w historycznie istotne, zdobne architektonicznymi cackami (czasem, niestety – w ruinie), miejsca. Tu – niektóre tylko.

Chwarszczany.
Świetnie zachowana kaplica Templariuszy – jeden z nielicznych reliktów ich aktywności
w tym rejonie.

Santok. Strategiczne wzgórze obronne w widłach Warty i Noteci, wysunięta placówka Piastów w czasach średniowiecznych zmagań z Pomorzanami i Niemcami.

Kostrzyn nad Odrą. Przejmujący swoją wymową park pamięci, obejmujący teren starówki, całkowicie zrujnowanej podczas ofensywy sowieckiej zimą 1945 roku.
Parkowa pamięć jednak nie zawsze ludziom dopisuje, co ostatnio widać aż nadto wyraźnie. Sowiecka ofensywa znowu ruszyła.
Wolne Miasto.
Granice Wolnego Miasta Gdańska penetrowaliśmy samochodem podczas pandemii (relacja tutaj). Tym razem objechaliśmy grupką rowerową płaskie (na szczęście) fragmenty żuławskie. Kolejnej wiosny ruszymy na pofalowane (niestety) odcinki granicy, biegnące Gdańską Wyżyną.


Warmia.
Podobnie jak w poprzednich dwóch przypadkach, “ziemia odzyskana”.
I podobnie interesująca oraz malownicza.



Włości klemensowskie.
Fragment Ordynacji Zamojskiej, skupiającej latyfundia należące do jednego z najpotężniejszych rodów magnackich Rzeczpospolitej Obojga Narodów. Magnateria tego czasu ma niezbyt przychylną prasę wśród historyków, którzy nie bez racji wskazują na skupienie większości potencjału królestwa w jej rękach kosztem efektywności władzy państwowej, co przyniosło opłakane przez pokolenia skutki w postaci zaniku Rzeczpospolitej na 123 lata.
Trudno wszakże nie dostrzegać wielkich dokonań magnaterii na niwie gospodarki i kultury.

Odzyskawszy po wielu staraniach rodowy pałac w Klemensowie, Marcin Zamoyski własnoręcznie próbuje go zreanimować.
Praca gigantyczna, mogąca uświadomić cechy charakteru właściwe magnackiej klasie.

Wełtawa.
Nad Wełtawą, jak wiadomo, leży Praga. Na obrzeżach zaś czeskiej stolicy, za ostatnią pętlą tramwajową, jest niepozorne miejsce zwane od zawsze Bila Hora (Biała Góra). Na rozciągającym się tam polu w czasie (1620), gdy na terenach polskich potężniała wspomniana wyżej magnateria, protestanccy Czesi podczas kilkugodzinnej bitwy z wojskami katolickich Habsburgów stracili praktycznie całą swą elitę, stając się na kolejne 300 lat poddanymi austriackich monarchów.




Z górującego majestatycznie nad Wełtawą hradczańskiego zamku defenestrowano (czyli wyrzucono przez okno) habsbuskich urzędników, co było pretekstem do rozpoczęcia religijnych zmagań wojny trzydziestoletniej (białogórska masakra była jej pierwszym mocnym akcentem).
Dzisiaj Praga jest zdecydowanie milsza dla przybyszów niż przed czterystu laty.
Wygoda, Wdzydze, Węsiory.
Kaszuby lubimy z kilku powodów: geograficznej bliskości, wielkiej urody krajobrazowej i swoistego uroku mieszkańców.
Ten ostatni element należałoby pokrótce rozwinąć: Kaszubi to lud przez wieki trudnej historii nauczony nieufności, przekory i dystansu do nie-swoich. Przełamanie tych barier nie jest jednak trudne, gdy okaże się czyste intencje, co jest natychmiast właściwie odczytywane. Kaszuby i ich mieszkańcy są super!


Wygoda. Okazały kościół, zbudowany pod koniec czasu zaborów, staraniem przedsiębiorczego księdza Sadowskiego. Świątynia stanęła w szczerym polu, na skrzyżowaniu dróg łączących kilka nieodległych wsi w przepięknym rejonie jezior Raduńskich. Jest nie tylko ciekawostką architektoniczną, ale także dobrym przykładem mocnej korelacji społeczności kaszubskiej z Kościołem katolickim, przynoszącej w przeszłości jej ciążenie ku Polsce, a w teraźniejszości – polityczne wsparcie przez nią wartości i sił przez Kościół afirmowanych (jednocześnie zaś – wydającej czasami spośród siebie ponadkrajowych przywódców, mężów stanu, potrafiących w swej aktywności bazować na wyważonym konglomeracie owych tradycyjnych wartości z nowoczesnym, pragmatycznym oglądem świata)

Wdzydze i okolice nie mogą obejść się latem bez przyjęcia na swe łono licznego grona obozowiczów z coraz liczniejszym przychówkiem, ożywiającym kanikułę plenerowymi spektaklami i tysiącem innych atrakcji.


Węsiory. Jeden z najbardziej znanych i najokazalszych spośród licznych w rejonie Dolnej Wisły reliktów pobytu Gotów, w pierwszych wiekach naszej ery.
Jak niejednokrotnie w tym blogu wspominaliśmy, ten skandynawski lud przesiedział na naszych pomorskich ziemiach jakieś dwieście lat, nabierając sił przed mającą zmienić obraz Europy wędrówką na południe kontynentu. W Węsiorach Goci pozostawili okazałe cmentarzyska i miejsca kultu w postaci kamiennych kręgów i stosów, które według wielu regularnie przybywających tam osób, ciągle pozwalają na metafizyczno – kosmiczne relacje z Czymś/Kimś.


Wyspa Wikingów.
Przypadkiem zdarzyło się, że w krótkim odstępie czasu trafiliśmy do miejsc zaznaczonych śladami “skandynawskich falowań”.
Rejon Kaszub, podobnie zresztą jak większość terenów Polski, zawdzięcza rzeźbę terenu aktywności nadciągających z północy zlodowaceń, które na potrzeby tego blogu określiliśmy jako najwcześniejsze z owych falowań i jedyne dokonane siłami przyrody nieożywionej.
Późniejsze skandynawskie falowania były już dziełem ludzi z naszego Północnego Sąsiedztwa; wspomnianych wyżej Gotów postrzegamy jako sprawców pierwszego z nich.
Wyprawy Wikingów mają bogatą, wielokrotnie przywoływaną tu wcześniej, historię, zaś “wysp wikingów” znalazłoby się na wodach oblewających Europę co niemiara.
Ale taka “czysto wikińska”, a przy tym z wielu względów ważna jest jedna: Islandia.

Kiepskiej jakości zdjęcie z Pingvellir komasuje przynajmniej dwa elementy, stanowiące o wyjątkowości Islandii: wyraźną granicę kontynentalnych płyt tektonicznych, których ruchy wypiętrzają wyspę, oraz ulokowane tu w 930 roku przez pierwszych osadników miejsce spotkań najstarszego na świecie parlamentu: Althingu.






Cudów przyrody na Islandii, jak widać, nie brakuje. Jednak mieszkańcy wyspy dumni są też, i słusznie, z osiągnięć eksploracyjnych swych awanturniczych przodków, którzy odkryli Grenlandię i osiedli na niej, a następnie dotarli do brzegów kontynentu amerykańskiego, blisko 500 lat przed Kolumbem. Przypomina o tym pomnik Leifa Erickssona stojący przed imponującym kościołem Hallgrímskirkja w Reykjaviku.



===========================================================
Tak w największym skrócie wyglądał nasz inny / zwykły rok. Kolejny będzie zapewne jeszcze bardziej inny, życzmy zatem sobie, aby był możliwie najzwyklejszy!
Jeszcze jeden więc inicjał “W”, już bez geograficzno – historycznych konotacji:
Wesołych Świąt i Do siego Roku!!!