Jeśli wierzyć porzekadłom, tuż po sylwestrowej nocy powinno zacząć przybywać dnia “na barani skok”. Ufajmy zatem ludowej mądrości mimo, że organoleptyka zdaje się jej nie potwierdzać wśród styczniowej szarówy. A chwila oddechu należy się Szanownym Czytelnikom przynajmniej z dwóch powodów: przesytu bieżącą polityką (atakuje nie zważając na niedziele i święta), oraz nadmiaru wrażeń opisywanych dotychczas w tym blogu. Ten wpis będzie zatem lżejszy; pokażę trochę lewantyńskich twarzy i sylwetek, opisując zdjęcia (autorstwa Ani i mojego) możliwie najtreściwiej.
Izrael
- Plaża w Tel Awiwie
- Ulice w Tel Awiwie
- Młodość w lewo, tradycja w prawo (czasami – pociągiem)
- Na dworcu w Tel Awiwie
- Na deptaku w Eilacie
Jordania
- Władcy i mapa. Od morza do morza, tam też tak sobie roją!
- Damy z kolumnami
- Kawalerowie z inwentarzem
- Kawalerzyści beduińscy
- Beduiński relaks
- Beduińska policja – strażnicy Petry. (Na marginesie – króciutka opowiastka o jordańskich “stróżach prawa”: co jakiś czas na szosach spotyka się uzbrojone punkty kontrolne. Raz nas zatrzymali, policjant poprosił o dokumenty i spytał, skąd jesteśmy. Gdy usłyszał, że z Polski, jego groźna gęba przybrała szeroki uśmiech i wykrzyknął: “Lewandowski!”. I było po kontroli. A pomyśleć, że pamiętamy czasy, gdy w dalekich krajach na hasło “Polska” wołali “Gadocha!”. No a nieco później: “Walesa!”. Okazuje się, że niekoniecznie trzeba być piłkarzem, aby symbolizować kraj.)
- Beduińska pobożność – przydrożna i komórkowa
- Piszę: beduińska, myślę: jordańska. To jednak nie to samo, bo w skali kraju (będącego zresztą sztucznym tworem, owocem brytyjsko – francuskich geszeftów po I wojnie światowej) rdzenni koczownicy z pustyni zostali w ostatnich dekadach zdominowani ilościowo przez przybyszów z sąsiednich okolic, zwłaszcza Palestyńczyków, a ostatnio – Syryjczyków. Na zrobionym z okna jadącego samochodu zdjęciu widać jeden z wielkich, przygnębiających obozów uchodźców na środku pustyni. Refleksja nad losem tych przymusowych turystów nie jest pogodna.
- Inne wrażenia wynoszą za to wycieczkowicze ze spokojniejszych rejonów świata (tu klasyczna grupa japońska na pustyni Wadi Rum)…
- …a także grupy szkolnej młodzieży (tu przy wejściu do zamku Saladyna w Ajlun)
- przepraszam, ale na króciutko wyłamię się z obietnicy danej na początku wpisu i wspomnę o licznych pozostałościach wojen krzyżowych na terenie Jordanii. Robię to, bo we wcześniejszych relacjach nie dotknąłem tematu w ogóle, a tutaj ograniczę się jedynie do potwierdzenia konstatacji Ludwika Passarge’a, przywołanej we wpisie z sierpnia 2016 w akapicie dotyczącym zamku malborskiego, że “korzenie germańskiej sztuki budowlanej tkwią w Oriencie”.
- I jeszcze spektakularny widok pozostałości zamku krzyżowców Montreal (Shobak)
- Na koniec – nie mniej spektakularny widok na Jordanian Famous Laundress Society (to taka mała łamigłówka językowa z morałem przypominającym o tym, że lepiej unikać surowizny w ciepłych krajach)
Następna relacja będzie (Inshallah) z rejonów bardziej zbliżonych do tytułowych śladów Magellana, a już na pewno – Kolumba.
Wspaniale Piotrze! Pozdrawiam serdecznie – Ciebie i Anię 🙂
Też pozdrawiamy mocno! I dziękuję za miłe komentarze, Piotr