Dynastia (Habsburgowie 2)


Dynastyczna saga Habsburgów, która jest motywem przewodnim trzech kolejnych artykułów w tym blogu, nie zaistniałaby zapewne (podobnie jak ogromna większość systemów władzy w historii ludzkości) bez symbiozy tronu i ołtarza, bez przenikania się i wzajemnego wspierania interesów władzy religijnej i świeckiej. Obojętne, czy na czele jednej stali imamowie, najwyżsi kapłani, rabini, papieże, biskupi, ojcowie dyrektorzy, zaś na czele drugiej – cesarze, faraonowie, królowie, prezydenci lub prezesi; jedni byli niezbędni drugim dla wzmacniania władzy i bogactwa, bo dobrze, aby lud kojarzył władzę ze świętością, a świętość z władzą.
Na znacznych połaciach globu dzieje się tak ciągle, zaś próby racjonalnego rozdzielania sfer sacrum i profanum we współczesnych społeczeństwach spotykają się często z oporem elit obu ośrodków władzy, zainteresowanych utrzymaniem stanu rzeczy.

Nawet jednak w laicyzujących się społeczeństwach żywe są odwieczne tradycje, mające źródło w celebracjach religijnych.
Dzieje się tak choćby w Hiszpanii, w trakcie Semana Santa, czyli Wielkiego (dosłownie: Świętego) Tygodnia,
Media często relacjonują jego obchody w wielkich miastach, intrygując obrazami tysięcy zakapturzonych postaci kroczących w procesjach. Ciekawie jest jednak zakosztować religijno – historycznego folkloru na prowincji, z dala od tłumów turystów.
Jeśli dopisze pogoda, z każdego kościoła przez cały Wielki Tydzień ruszają pochody w ordynku ustalonym od wieków i kultywowanym, oraz pilnie trenowanym przez religijne bractwa.

Jeśli leje, można jedynie we wnętrzach świątyń podziwiać ozdabiane tysiącami kwiatów, wielotonowe platformy z naturalnej wielkości rzeźbami obrazującymi sceny nowotestamentowe, noszone w ulicznych procesjach przez kilkudziesięciu, a czasem kilkuset, posuwających się miarowym, powolnym krokiem męż-czyzn.
Na te mobilne sceny, zwane “pasos”, składają się figury będące wysokiej klasy dziełami sztuki rzeźbiarskiej, często jeszcze średniowiecznej, stąd troska o ich ochronę przed deszczem. Każde bractwo ma naturalnie swoją orkiestrę dęto – perkusyjną,  więc procesje (oprócz wielkoczwartkowej procesji milczenia) posuwają się w takt rytmicznej, lecz dostojnej, muzyki.

Zdarzają się wszakże lokalne odstępstwa, takie jak wielkoczwartkowa nocna “tamborada” w miasteczku Hellin, która przypomina raczej fiestę, niż czas pasyjnego skupienia. Każdy z ponad dwudziestotysięcznej społeczności, nie wyłączając małych dzieci, przywdziewa o północy ciemną tunikę  i zaopatrzony w większy lub mniejszy bęben przemierza ulice,  wzniecając rytmiczny hałas.

Chodzą pojedynczo, grupami, mniej sprawni jeżdżą na wózkach, mijają się we wszystkich kierunkach i bębnią do czwartej rano, z krótkimi przerwami na szklankę piwa w jednym z licznych punktów regeneracyjnych, wystawianych przed knajpami. Miasto szczyci się tym obyczajem, który dostąpił nawet honoru umieszczenia go na liście dziedzictwa Unesco.

Tutaj nieco światła (mimo ciemności) i dźwięku z “tamborady” w Hellin – kliknij!


Mrówcza praca kolejnych pokoleń rodu Habsburgów, skutkująca systematycznym poszerzaniem ich władztwa, osiągnęła apogeum efektu na przełomie XV i XVI wieku.
Podboje i mariaże międzydynastyczne doprowadziły do sytuacji, w której nad ich imperium  “nigdy nie zachodziło słońce”.

Stało się tak, mówiąc w ogromnym skrócie i uproszczeniu, dzięki aranżacji w 1496 roku małżeństwa księcia Burgundii Filipa Habsburga, (syna cesarza Maksymiliana I ), z Joanną Kastylijską (zwaną często Szaloną), córką tzw. Królów Katolickich, czyli Izabeli Kastylijskiej i Ferdynanda Aragońskiego .
Owocem mariażu był między innymi Karol, którego kariera już w młodzieńczym wieku (zatem właściwie jeszcze jako Karolka)  zwieńczona została tytułami króla Hiszpanii (jako Karola I) i cesarza rzymskiego (jako Karola V). Zróżnicowana numeracja Karolów wynikała, jak to się często działo w “zmonarchizowanym” świecie, z następstwa imion władców konkretnych ziem.
Poza finalizacją starań jego katolickich dziadków o zjednoczenie pod jednym berłem ziem hiszpańskich, Karol wsparł podbój przez Corteza i Pizarra królestw Azteków i Inków w odkrytej nieco wcześniej przez Kolumba Ameryce.
Był też protektorem historycznej (również dlatego, że stała się asumptem do podjęcia pisaniny na tym blogu) dookołaziemskiej wyprawy, podjętej w 1519 roku (mija właśnie 500 lat) przez Magellana .
Dynastia podzieliła się w tym czasie na gałąź austro-węgierską, zawiadującą większością Europy Środkowej, oraz hiszpańską, która panowała – oprócz półwyspu Iberyjskiego – nad południowymi Włochami, Niderlandami, przez krótko nawet Anglią, a nade wszystko – posiadłościami w Ameryce i Azji, z których zasysała niebywałe bogactwa.
(mapa imperium Karola V skopiowana z es.slideshare.net)


Nie powinno zabraknąć akcentu polskiego, więc napomknę tylko o naszej królowej Bonie (byliśmy przy jej grobie w Bari), która najpewniej została otruta na polecenie Filipa II, syna i następcy Karola I na tronie hiszpańskim, w związku z niejasną i zawiłą historią prowadzącą do polskich roszczeń wobec Habsburgów o tzw. “sumy neapolitańskie” .
Już choćby ten ponury epizod historii  (uwieczniony zresztą przez Jana Matejkę), powinien wystarczyć, aby Habsburgowie skończyli marnie. Stało się tak wszelako dopiero po trzystu sześćdziesięciu latach od śmierci Bony, o czym będziecie mogli poczytać w majowym odcinku naszej “Dynastii”.

Pielgrzymka z Santiago

Tytuł wpisu nie jest pomyłką; nasza “pielgrzymka” zaczęła się, a nie skończyła, jak w przypadku wszystkich innych pielgrzymów od z górą tysiąca lat – w Santiago de Compostela. Wspomniałem w poprzednim wpisie o wyczynie naszej sąsiadki Ali, która na początku czerwca podjęła wędrówkę tzw. francuskim szlakiem do Santiago. Przebyła ponad 800 kilometrów, wykazując wielki hart ducha w obliczu trudności terenowych, pogodowych jak i tych, które dotykają każdego przy ekstremalnym wysiłku. Śledziliśmy jej doniesienia z podziwem, ale i odrobiną zazdrości. Uczucia te poskutkowały spontaniczną decyzją, aby spotkać dzielną pątniczkę na mecie jej peregrynacji, a potem wspólnie udać się nad Atlantyk, na przylądek Finisterre, gdzie docierają najwytrwalsi pielgrzymi, zanurzając się w oceanie i paląc swoje zużyte wędrówką buty.  

Znaleźliśmy się zatem w Galicji. I tu znowu drobna zagwozdka nazewnicza; dla nas bardziej “osłuchaną” Galicją jest ta rozciągająca się od Krakowa po Lwów i jeszcze trochę na wschód. O tym zaś, że w północno – zachodniej Hiszpanii też jest Galicja, upewniały nas mijane pokrywy studzienek kanalizacyjnych  Żeby było ciekawiej – obie Galicje wzięły swe nazwy od Galów = Celtów, którzy byli na ich terenach aktywni sporo lat przed naszą erą i po jej rozpoczęciu. Celtów iberyjskich usiłował, z dość miernym skutkiem, ewangelizować Św. Jakub Apostoł, którego szczątki po rozlicznych legendarnych przygodach spoczęły w miejscu, które na jego cześć nazwano Santiago. Do wspaniałej romańskiej katedry, mieszczącej grób Świętego, pielgrzymuje się od stuleci z całej Europy, a ostatnio i reszty świata; wielu nazywa to odwieczne pielgrzymowanie prawzorem turystyki.


  • Hiszpania z polskiego punktu widzenia wydaje się być – z uwagi na położenie – nieco marginalnym regionem Europy. To oczywisty błąd, bo w toku dziejów Półwysep Iberyjski był obiektem pożądania wielu cywilizacji, tak jako miejsce osiedleńcze, jak i tranzytowe. Nie rozwijając tu z oczywistych względów związanych z półwyspem historii Iberów, potem Iberoceltów, Fenicjan, Rzymian, Kartagińczyków, Wandalów, Swebów, Gotów, Żydów, Arabów i Berberów –  którzy po trochu poskładali się na przeciętny współczesny genotyp hiszpański – przypomnę tylko w kilku słowach o tych, z którymi wiąże nas (mocno rozsunięta w czasie, co prawda) wspólnota miejsca zamieszkania.  
  • Z Gotami spotykaliśmy się w tym blogu wielokrotnie, tak przy okazji odwiedzin bliskich nam okolic pomorskich, jak też w Skandynawii, czy na drugim krańcu Europy – w Albanii. Pamiętamy zatem, że w początkach naszej ery przemieszkali blisko trzy wieki na Pomorzu wschodnim, po czym powędrowali tam, gdzie dziś Ukraina, Mołdawia i Rumunia. Stamtąd ruszyli generalnie na zachód, demolując i opanowując Cesarstwo Rzymskie, by w końcu w Iberii ufundować Królestwo Wizygockie  (Wizygotami przyjęło się nazywać tych Gotów, którzy w różnych okresach i regionach przebywali nieco na zachód od swych pobratymców Ostrogotów).
  • Królestwo Wizygotów funkcjonowało blisko 300 lat do czasu, kiedy w 711 roku kres jego istnieniu położyła inwazja muzułmańska z północnej Afryki. By zakończyć historyczny wtręcik wspomnę, że początki rekonkwisty, czyli trwającego kolejne stulecia procesu odzyskiwania terenów Hiszpanii przez chrześcijan, miały miejsce w Galicji.  (mapki – z Wikipedii).

  • Galicja nie jest najczęstszym kierunkiem turystycznych eskapad do Hiszpanii, a niesłusznie. W odróżnieniu od reszty kraju jest bowiem zielona i nie tak upalna (wpływ Atlantyku), natomiast wspaniałości cywilizacyjnych i przyrodniczych jest bez liku, podobnie jak w reszcie kraju.    
  • Najbardziej charakterystycznym, wszechobecnym motywem, są horreos gallegos, niewielkie kamienne, czasem drewniane, a współcześnie także betonowe spichrze; na ich wzór stylizuje się nawet przystanki autobusowe      

    Przebywając kilka dni na pielgrzymim szlaku i nocując w albergach – skromnych schroniskach o standardzie PRL – owskich akademików (może nieco bardziej schludnych), mieliśmy okazję zakosztować atmosfery stwarzanej przez wędrowców z całego świata. Wszechobecny uśmiech, życzliwość, kultura, chęć pomocy – ech! Piszę to akurat w dniu, kiedy w sposób będący całkowitym przeciwieństwem powyższych przymiotów nasz “suweren” kończy dzieło dobijania niezależnego sądownictwa, przerywając mozolną pielgrzymkę Polaków w stronę demokracji. 

Jak pewnie zauważyliście, mailowe powiadomienia o nowych wpisach opatruję zawsze uwagą pozwalającą każdemu zażądać zaprzestania przysyłania doń tych powiadomień. Zrobiło to dotychczas kilka osób, pisząc krótkie “nie” – co naturalnie bezzwłocznie uszanowałem. Uszanowałem też wolę osoby znanej mi jeszcze z młodych lat, wyrażoną w obszerniejszy sposób, który pozwalam sobie zacytować bez komentarza: 

“Szczęść Boże!  Przykro mi Piotrze, ale z Waszymi z Anią wstawkami do opisów z podróży zupełnie się nie zgadzamy, przypomina nam to targowiczan, którzy teraz szaleją i tak jak kiedyś zbeszczeszczają dobre imię Naszej Ojczyzny Polski poza jej granicami.  My tu żyjemy już sporo lat i trzeba widzeć jak takie zachowanie odbierane jest przez zagranice.Nie przysyłaj nam więcej tych opisów. Serdecznie pozdrawiamy, i liczymy że przyszłość zmieni Wasze zapatrywania.” 


Serdecznie Wszystkich pozdrawiam!!!