Boa vista da Polônia

Kreśląc tytuł tego wpisu zdałem sobie sprawę, że są to pierwsze od początku funkcjonowania tego blogu słowa w rodzimym języku Magellana, którego losy i dokonania były inspiracją dla podjęcia i kontynuacji mojej pisaniny. Niech biegli w portugalszczyźnie będą wyrozumiali dla ewentualnych nieścisłości, ale chodzi o “dobry widok (spojrzenie) na Polskę”. Spojrzenie Cristiny, Rafaela i Deco – Brazylijczyków (w trzecim i czwartym pokoleniu potomków polskich imigrantów), których mieliśmy ostatnio przyjemność gościć (przy okazji podziękowania dla Rodziny i Przyjaciół, z nieocenionym Januszem J. na czele, za pomoc i współudział!), a którzy przed wielu laty nas ugościli, kiedyśmy z plecakami przemierzali na wskroś Amerykę Łacińską. Sądzę, że ich wrażenia mogą być podobne, jak wielu innych przybyszy licznie odwiedzających Polskę : ciekawe w konfrontacji z naszymi, tubylców, obserwacjami i emocjami, lecz naturalnie podczas krótkiego pobytu – powierzchowne. Zwodzona kładka nad Motławą (tu naszkicowana przez Anię jeszcze w trakcie montażu) to jeden z nowych gdańskich akcentów, robiący wrażenie nie tylko na przybyszach, lecz ciągle jeszcze także na tubylcach. Nasze miasta i miasteczka w ostatnich dekadach wypiękniały w spektakularnym stopniu, infrastruktura zbliżyła się do europejskiego poziomu, jada i pija się dobrze, rozmnożyły się ciekawe przybytki kultury, zaś chamstwa dookoła jest jakby mniej niż kiedyś. Taki jest pierwszy “boa vista” przybyszów. I pewnie lepiej żeby taki pozostał, bo problemy kłębiące się pod powierzchnią pierwszego oglądu każdy ma swoje i każdy powinien radzić sobie z nimi sam, nie zaprzątając nadmiernie głowy innym.


Soczewką skupiającą nasze problemy w ostatnim czasie były tragiczne efekty huraganu na Pomorzu i tragikomiczne zachowania władz państwowych wobec dramatu. Jegomość ustanowiony wojewodą pomorskim z wdziękiem porównał kataklizm do jesiennego opadania liści, wykazując się równocześnie władztwem poprzez wprowadzenie zakazu wolnego uczestnictwa w obchodach rocznicy Sierpnia na placu Solidarności. Na sprawę zakończonej ugrzęźnięciem w błocie eskapady tucholskiej feldmarszałka Antoniego opuszczę zasłonę wstydliwego milczenia. fot. Bing.com. Na marginesie dodam, że wichura, która uderzyła w niespełna tydzień po opuszczeniu przez nas Gołuniowej polany (patrz wpis z lipca 2017), obaliła wiekowe trójsośnie, przy którym od lat stawialiśmy przyczepę. Akurat w miejsce, gdzie kilka dni wcześniej stała. Nie znamy dnia ani godziny… Tak wyglądała potrójna sosna, kiedy jeszcze ocieniała naszą przyczepkę:  


Pozwólcie, że zrelacjonuję pokrótce pobyt w kilku miejscach, które pokazaliśmy naszym brazylijskim gościom:

  1. Muzeum Emigracji w Gdyni : klarowna, nowoczesna ekspozycja w dawnym Dworcu Morskim wywarła wielkie wrażenie na potomkach emigrantów, wyjaśniając im okoliczności trudnej decyzji ich przodków o wyjeździe z Polski w latach dwudziestych XX wieku. My natomiast zaopatrzyliśmy się w muzealnym sklepie w nagranie niezwykłej symfonii Jana Kaczmarka “Emigra” , na której prawykonaniu na początku 2017 nie mogliśmy niestety być.
  2. “Dar Pomorza” przy gdyńskim Skwerze Kościuszki, przez którego bukszpryt widać nowo zbudowany w Stoczni Remontowej w Gdańsku, piękny szkolny żaglowiec dla marynarki wojennej Algierii   
  3. Mosty tczewskie  Prezentowany tu widok pionierskiej na owe czasy konstrukcji pochodzi z niezwykle ciekawej (choć nieco uciążliwej w lekturze z uwagi na archaiczny i kwiecisty język) relacji Ludwika Passarge, świadka powstawania mostu w połowie XIX wieku. Ten najwyraźniej klasycznie wykształcony podróżnik, wschodniopruski ziomek, opowiada o szczegółach budowy starszego z mostów w sposób, który dla inżyniera jest zbeletryzowaną formą projektowego opisu technicznego. Dociekliwość autora jest widoczna w każdym fragmencie jego relacji, dając unikalną możliwość spojrzenia na dobrze znane nam miejsca oczami osoby o wielowiekowych lokalnych korzeniach, blisko sto lat przed ich gwałtownym przecięciem przez kataklizm II wojny światowej.
  4. Zamek w Malborku   Przed niewielu laty oprowadzał nas po mniej znanych zakamarkach tego potężnego kompleksu znakomity konserwator Jan W., zwracając uwagę na fakt, że uznawany jest on (zamek, a nie Jan) za wyjątkowy fenomen działalności konserwatorskiej właśnie, co w głównej mierze zadecydowało o jego znalezieniu się na liście światowego dziedzictwa Unesco. Tym razem zwiedziliśmy zamek jak zwykli turyści, zaopatrzywszy się w doskonale opracowane audioprzewodniki. Sprawność technologiczna tych urządzeń pozwala na przemieszczanie się w swoim tempie i kontemplację niemal zakończonego już dzieła odbudowy zamku. Tu znów niezwykłym uzupełnieniem była książka Passarge’a, który był w Malborku w czasach podejmowania tam działalności konserwatorskiej na dużą skalę, w połowie XIX wieku. Odkrywcze dla nas (choć pewnie oczywiste dla fachowców) są przytaczane przez autora opinie współczesnych mu znawców tematu, że “korzenie germańskiej sztuki budowlanej tkwią w Oriencie”. Zarówno układ fortyfikacji, jak też szczegóły konstrukcyjne i zdobnicze malborskiej warowni w dużej mierze zostały “podpatrzone” podczas działalności krucjatowej Zakonu Krzyżackiego na Bliskim Wschodzie; wszak przybył on na nasze ziemie krótko po wycofaniu się stamtąd, by podjąć kolejną krucjatę – przeciwko Prusom i innym bałtyjskim poganom.

    Tu jeszcze refleksja po lekturze “Szkiców z podróży” Passarge’a: wspomniane wyżej uwagi o wschodnich zapożyczeniach w niemieckim budownictwie, jak też często przywoływane w książce przykłady wielokulturowości w kształtowaniu przez stulecia oblicza rejonu dolnej Wisły, są traktowane przez autora w sposób najzupełniej naturalny i oczywisty. Naturalnym i oczywistym jest bowiem pragmatyzm, polegający na korzystaniu z cudzych doświadczeń i dzieleniu się swoimi osiągnięciami z przybyszami, gdy służy to zwiększaniu wspólnej pomyślności. Ów twórczy pragmatyzm jest prostym, ogólnie dostępnym przywilejem intelektualnym, który niestety czasem omija umysły osób sprawujących władzę, zastępowany u nich przez pragmatyczny z ich punktu widzenia cynizm.


  5. Kanał Oberlandzki. Ta rzadko używana już dziś nazwa określa unikalną, jedyną bodaj na świecie do dziś funkcjonującą tego rodzaju drogę wodną, łączącą Elbląg z Ostródą. Dla pokonania 100 – metrowej różnicy poziomów między obu miastami zaprojektowano bez mała dwieście lat temu zespół pięciu pochylni, po których statki wciągane są na specjalnych wózkach szynowych, poruszających się dzięki systemom mechanicznym napędzanym przepływającą wodą.  Początkowy odcinek trasy kanału (zwanego obecnie najczęściej Elbląsko – Ostródzkim) przebiega przez jezioro Drużno, stanowiące istny ptasi raj,                                                                                    przypominający jako żywo brazylijski Pantanal, który przemierzaliśmy lata temu (to skan slajdu z 2000 roku):  Nasi goście byli skłonni zgodzić się z tą opinią. Brzegi jeziora Drużno, które przed tysiącem lat było bałtycką zatoką, kryją wiele frapujących tajemnic. Jedną z nich jest owiane legendą Truso, ważna faktoria handlowa szwedzkich Wikingów (Waregów), której marne pozostałości zdołali archeolodzy odszukać zaledwie przed trzydziestu kilku laty. Znaleziska wyeksponowano i opisano na znakomitej stałej wystawie w elbląskim Muzeum Archeologiczno – Historycznym, skąd pochodzi także sugestywna rekonstrukcja:  Trudno dziś dostępny teren wykopalisk wymaga uruchomienia wyobraźni, której (obok rzetelnej wiedzy, naturalnie) nie brakowało archeologom. Gdy przed dziesięciu laty odwiedziliśmy to zarośnięte obecnie chaszczami miejsce, ślady wykopalisk były jeszcze rozpoznawalne:  Waregowie utworzyli szlaki handlowe łączące północ z południem Europy, wykorzystując do tego płynące południkowo rzeki (m.in. Wisłę, przy której ówczesnym ujściu leżało Truso). Działy wodne dzielące rzeki płynące ku północy od tych kierujących się na południe, przemierzali transportując mozolnie swe długie łodzie lądem. Marzyły im się im wówczas pewnie takie udogodnienia, jak na Kanale Oberlandzkim. 
  6. Elbląg Pominę tu  ciekawą i bogatą dawniejszą historię miasta, jego znaczenie dla pruskiej ekspansji Zakonu Krzyżackiego, rolę odgrywaną w Hanzie, czy wielowiekowe spory z Gdańskiem o rozdział wód między Wisłę i Nogat w rejonie wiślanej delty. Jest bowiem Elbląg klinicznym przykładem tego, co może spotkać miasto i jego mieszkańców podczas nowoczesnej wojny (chociaż i te staroświeckie potrafiły przynosić równie przerażające efekty). Upraszczając: najpierw Niemcy (wśród nich zapewne wielu obywateli Elbląga) napadłszy w imię swego wodza – zbrodniarza, dyktatora wybranego w trybie demokratycznym, na sowiecką Rosję, zrównywali z ziemią tamtejsze miasta i mordowali ludność. Potem się losy wojny odwróciły i sowieckie armie, w imię swego wodza – zbrodniarza, dyktatora “bez żadnego trybu”, zrównywały z ziemią niemieckie miasta, mordując ludność, a żywych zmuszając do ucieczki. Elbląg ucierpiał okrutnie; widoczne dziś fragmenty starówki to pewna rekonstrukcyjna wariacja na temat, chociaż utrzymana w reżimie historycznych podziałów urbanistycznych. Ale z drugiej strony i tak miał szczęście, bo dzięki kaprysowi zwycięskiego bandyty znalazł się po polskiej stronie, w przeciwieństwie do pobliskiego Królewca – Kaliningradu. Zaś gorzką satysfakcją jest fakt, że zniszczenia umożliwiły staranne przebadanie terenu miasta przez archeologów. Elbląg i jego sympatyczne knajpki był miejscem pożegnania naszych brazylijskich gości, którzy pojechali na południe Polski. My natomiast nie mogliśmy sobie odmówić wizyty w nieodległej wiosce Weklice, o której swojego czasu wspomniał na swoim profilu kompan dawnych studenckich wędrówek, Krzysztof W.
  7. Weklice to malownicza wieś, leżąca na grubych warstwach arcyciekawych znalezisk. Byli tu zatem nasi ulubieni Goci, po nich Prusowie, a przed nimi niewątpliwie wcześniejsi osadnicy, bo teren jest dogodny, łatwy do obrony i obfitujący w wodę. Wykopaliska były tu prowadzone od lat z dużym rozmachem, przynosząc spektakularne rezultaty   Zdecydowanie nie doceniamy wciąż walorów niedalekich okolic, czego dowodem jest choćby to, że po raz pierwszy obejrzeliśmy z bliska wielokrotnie mijany na trasie do Warszawy bądź Olsztyna:
  8. Pasłęk   – nie będę się specjalnie rozpisywał, bo sporo informacji jest na stronie Wikipedii pod podanym wyżej linkiem. Dla nas krótki pobyt w pięknym miasteczku oznaczał nie tylko koniec wycieczki, ale także rodzinne spotkanie  które najwyraźniej ucieszyło Igę   

31 sierpnia, przed północą. Wróciliśmy niedawno z manifestacji KOD pod Europejskim Centrum Solidarności, w rocznicę porozumień sierpniowych. Było sporo dobrych przemówień, z reguły w krytycznym, lecz konsyliacyjnym tonie. Lech Wałęsa w dobrej formie, mimo zmęczenia wystąpił jak trzeba (niestety na zdjęciu telebimu zasłonięty flagą). Na placu pod trzema krzyżami zwieziony autokarami aktyw popleczników prezesa, oddzielony na polecenie wojewody kordonem policji od rzeszy normalnych ludzi, demonstrujących pod ECS.   Jesień zapowiadają ciężką, pewnie częściej będę pisywać o bieżących sprawach.

22 komentarze do “Boa vista da Polônia”

  1. Rozczarowuje mnie momentami uczestnictwo skądinąd zacnych ludzi w ubeckich manifestacjach KOD-u. Nie wiem jak to przegryzać. Czy uznać, że KOD jest normalnym, spontanicznym ruchem. Wszyscy wiemy, że taki do końca nie jest. Pewnej spontaniczności jednak nie mogę odmówić. Czy pogodzić się z tym, że Ci którzy w tym uczestniczą czegoś nie rozumieją i jak barany ze służbami sowieckimi i zdrajcami idą ramię w ramię. Czy też to olać i przestać przejmować się tą nie zlustrowaną kolonią niemiecką i sowiecką z istotnym wpływem biznesmenów ze spółki z ograniczoną odpowiedzialnością pod tytułem “Holokaust S.A.”
    Jeszcze nie wiem…. Kłamię. Dobrze wiem.
    Krzysztof

  2. Dziekuję Państwu za porcję wiedzy i mądrości- już tęsknota nawet się pojawiła bo jakaś przerwa była, Pojedziemy Waszym śladem już jutro , zachęceni informacjami o miejscach.
    Do zobaczenia . jeszcze raz dzieki…

  3. Obserwując dalszy ciąg Twojego bloga, który rozpoczął się daleko na południowych morzach, widać coraz lepszy warsztat pisarski i techniczny w obsłudze bloga. Tak trzymaj Piotrze 🙂
    A swoją drogą kto jest Krzysztof Marciniak?? Nie dosyć, że ma ciekawe poglądy to i język mało zrozumiały jakoś…
    Wiesiek

  4. Piotrze,
    Wyśmienite masz pióro ! Tak pasjonująco opisujesz nieodległe nam miejsca,ze mobilizujesz do pójścia w Twoje i Ani slady.Pasłęk i Elblag ,to najblizsze wyzwanie. A będę po nich chodzić podczytując Twego bloga!
    Aniu,pięknie ubogacasz myśli Piotra swoimi akwarelami!
    Do zobaczenia !
    Basia F.

  5. Pozdrawiam Wieśka Gwoździa. ( Ty tak poważnie czy se jaja robisz z gwoździa) I dziękuję zacnemu Piotrusiowi, że mnie stąd nie wyrzucił. Mam swoje poglądy. Piłem wódkę z Piotrkiem na Svalbardzie i nawet jak uważam go za starego komunistę to jeszcze raz chętnie się napiję. I co to znaczy? Że Polacy…powtarzam Polacy potrafią się dogadać.
    Szacun Piotr.

  6. Piotrze,bardzo dziękuję za interesujące opowieści.Mieszkamy w pięknym mieście i ślicznym kraju.Ostatnio ,po dziesięciu latach odwiedziłam Holandię.Zawsze zachwycał mnie ten malutki,dobrze zorganizowany kraj.Po raz pierwszy opuszczając lotnisko czułam ,że wracam do cudownego miasta,pełna dumy stwierdziłam -to zupełnie inaczej niż lata temu.
    Aniu,Twoje akwarelki są piękne.
    Ukłony

  7. Piotrze zaraz po naszym spotkaniu z Tymem przeczytalem Twoj tekst i pomyslalem ze chyba mam szczescie. To byl bardzo dobry dzien Mysl ze zrodla architektury pruskiej moga byc w Oriencie jest tym bardziej zaskakujaca i odkrywcza ze po chwili wydaje sie oczywista. Rysunek Ani jest bardzo dobry. Akurat wczoraj spacerowalismy w tym miejscu.
    Na szczescie udalo sie nie rozmawiac o polityce. Jednak zaluje ze nie zapytalem dlaczego na suwalszczyznie porzadni ludzie glosuja tak jak glosuja. Nie rozumiem. “Dziwny jest ten swiat”

  8. Piotrze jestes wielki!
    Tyle wnikliwosci przy opisywaniu miejsc czesto znanych ale nie tak drobiazgowo.
    Ciekawa jestem czy przeplyneliscie caly kanal miedzy Ostroda a Elblagiem? W ubieglym roku , przy pieknej pogodzie poplynelismy z Ostrody do Milomlyna. Przenocowalismy w okolicy i nastepnego dnia odcinek z Milomlyna do Elblaga. Mnostwo wrazen.
    Z drugiej strony zastanawiam sie czy nazwa wykopalisk Truso ma cos wspolnego niewielkim i urokliwym miasteczkiem Trosa na poludnie od Stockholmu. Tam jeszcze nie dojechaliscie wiec moze uwzglednic w planach. Nie jest to wprawdzie wyspa ale tych wiele dookola!

    1. Truso -Trosa, może się kojarzyć, chociaż to jednak coś bardziej z mowy dawnych Prusów. Kanał tym razem tylko na odcinku Elbląg – Buczyniec, a całość do Ostródy wiele lat temu żaglówką (bez użycia żagla, naturalnie). Pozdrawiam, P.

  9. Bardzo to wszystko fajne, a i Iga już w dobrej formie na tych “stronach”. Spotkanie i wystąpienia też oceniam bardzo dobrze, a ten jeden wpis przyprawia o “ból zębów” .Pozdrawiam i czekam na dalsze. Jacek.

Skomentuj Piotr Anuluj pisanie odpowiedzi