Pogoda zmienna…

Koniec lipca. Od wielu lat cztery przyczepy stają w niezmiennym porządku na brzegu jeziora Gołuń. Zaczęło się dawno, nikt nie potrafi przypomnieć sobie dokładnej daty, ale niewątpliwie krótko po Okrągłym Stole. Czyli wydarzeniu, którego ocena jest dziś jedną z głównych linii dzielących społeczeństwo. Dla jednych to był przejaw mądrości politycznej, która mimo wysokich kosztów (“uwłaszczenie” komunistycznych działaczy na części narodowego majątku i względna ich bezkarność), pozwoliła wyprowadzić kraj z dna na drogę zbliżającą go szybko do cywilizowanej Europy. Dla innych – był zdradą i zaprzepaszczoną okazją do jeszcze jednego w naszych dziejach tragicznego starcia.

Ostatnie dni przynoszą natłok zdarzeń, będących echem tamtej historii. Nad Gołuniem nie mamy telewizji i internetu, strzępki wiadomości docierają z rozgłośni, którym udaje się przebić przez dominujące Radyjo, zostają jeszcze gazety z wiejskiego sklepiku. Publicyści gorączkowo próbują interpretować i komentować zupełnie nowe zjawiska polityczne, uaktywniają się młodzi ludzie, na szczęście!

Słyszymy, że pomiędzy Zatoką Gdańską a Borami Tucholskimi zalega strefa gwałtownych opadów; nasze ociekające wodą ciuchy potwierdzają ten stan rzeczy. Mimo to nasze dzieci i coraz liczniejsze wnuki uzupełniają stan osobowy obozowiska, ku uciesze weteranów. Czekamy na radykalne przejaśnienia w pogodzie i polityce!

Północne sąsiedztwo

Na początek – krótkie wyjaśnienie dotyczące tematu wpisu: tytuł zapożyczyłem z polskiej edycji doskonałej książki Alana Palmera, w równie dobrym tłumaczeniu Eugeniusza Możejki, “Północne Sąsiedztwo – Historia krajów i narodów Morza Bałtyckiego” (wyd. KiW 2008) uznając, że nadzwyczaj trafnie obramowuje opowiadanie o dziejach Polski i okolicy.


Nazbierało się we wcześniejszych wpisach tego blogu trochę wątków historycznych wiążących się z naszymi zabałtyckimi sąsiadami, należało przeto osobiście dokonać oglądu kilku ważnych pod tym względem miejsc w Szwecji, jak: Gotlandia, BirkaStara Uppsala.  /mapka skopiowana z książki Alana Palmera “Północne Sąsiedztwo…”/

Nasz krótki pobyt został uatrakcyjniony dzięki wsparciu logistycznemu, lingwistycznemu i towarzyskiemu Joanny i Jurka D., a także Ani i Ragnara E., za co najmocniej im dziękujemy.

Poczytajcie zatem i popatrzcie (zdjęcia Ani lub moje, szkice tylko Ani), co udało nam się odwiedzić i jakie “linki” łączące miejsca, wydarzenia i ludzi zafunkcjonowały przy tym w naszej wyobraźni:


Link 1 – krzyżacki

  • Zaczynam od śladu krzyżackiego (chociaż chronologicznie to nieco od środka), bo nie dawniej niż przed miesiącem relacjonowałem nasze wrażenia z rejonu chełmińskiego, gdzie braciszkowie zainaugurowali w XIII wieku swoją blisko trzystuletnią aktywność w naszych okolicach. Założyli wiele nowych miast, w szeregu zaś dawniej istniejących (jak choćby w Gdańsku) przejęli rządy, czyniąc je w krótkim czasie ważnymi i prężnymi ośrodkami gospodarki i handlu. Stały się one jednymi z najbardziej liczących się ogniw Hanzy, gruntując ekonomiczną potęgę Zakonu.
  • Hanzą, czyli ukształtowanym w połowie XIII wieku kartelem miast handlowych Europy Północnej, zajmiemy się dokładniej jesienią, bowiem szykuje się wizyta w grającej przez parę wieków główną rolę w tym związku Lubece. Na razie przypomnę, że największymi problemami Hanzy w zapewnieniu swobody handlu i żeglugi na Bałtyku i Morzu Północnym były w pierwszych kilkunastu dekadach jej funkcjonowania: kontrola cieśnin łączących oba morza przez Danię, oraz rozpanoszone na wielką skalę piractwo.
  • Głównym centrum operacyjnym piratów była Gotlandia, na której zaistniał mocny związek tych złoczyńców, zwany Bractwem Witalijskim. Witalijczycy pod koniec XIV wieku niemal całkowicie sparaliżowali ruch handlowy Hanzy na Bałtyku, co na tyle zdenerwowało Wielkiego Mistrza Krzyżaków Konrada von Jungingena (brata niefortunnego dowódcy spod Grunwaldu, Ulryka), że w 1397 roku podjął inwazję na Gotlandię i radykalnie rozwiązał (na jakiś czas przynajmniej) problem.
  • Gotlandia przewinie się w tej relacji jeszcze wielokrotnie; to zdecydowanie niedocenione turystycznie przez nas miejsce. Włócząc się po wyspie znaleźliśmy tablicę dziękczynną ku czci Wielkiego Mistrza Konrada; przegnanie piratów i dziesięcioletnia zwierzchność lenna Krzyżaków dobrze widocznie zapisała się w pamięci Gotlandczyków .
  • Niedobitki Bractwa Witalijskiego pod wodzą sławnego Klausa Stortebekera zdołały natomiast przedostać się na Morze Północne, gdzie chłopcy janosikowali przez kilka lat, aż ich złapano i poddano publicznej dekapitacji. Dobra zrabowane z kupieckich statków rozdawali ponoć ludziom ubogim, zyskując ich wdzięczność.

Janosikowanie współczesne bywa bardziej wyrafinowane: tu i ówdzie ludzi obdarowuje się ich własnymi, ale też następnych pokoleń (bo z państwowego , zadłużającego się w tym celu budżetu) pieniędzmi, licząc na ich wdzięczność przy urnie wyborczej. I nikt tych obecnych Janosików nie obwiesi za pośrednie ziobro…

  • Wzmiankę o krzyżackim śladzie na Gotlandii zakończę informacją, że w 1409 roku Ulrich von Jungingen, brat i następca Konrada na posadzie Wielkiego Mistrza Zakonu, odsprzedał zwierzchność nad wyspą regentce państw Unii Kalmarskiej (Danii, Szwecji i Norwegii) Małgorzacie (de facto królowej, lecz nie koronowanej), potwierdzając tym gestem pokojowe zamiary wobec Unii.

    Skoro wspomniałem o Gotlandii, to czas na przedstawienie niektórych jej przyrodniczo – krajobrazowych i cywilizacyjnych uroków. Wyspa znana jest dobrze żeglarzom, natomiast szczury lądowe zaglądają tam rzadziej, bo nie ma bezpośredniego połączenia z Polską (trzeba dostać się do Nyneshamn, a stamtąd promem do Visby). Owo utrudnienie komunikacyjne rekompensowane jest jednak podróżnikom z nawiązką na miejscu, zwłaszcza gdy trafią na dobrą pogodę i sezon kwitnienia bzów.

  • Visby – główne i właściwie jedyne miasto na Gotlandii (reszta to – przynajmniej według polskiej skali – większe lub mniejsze wsie) prezentuje się wyjątkowo malowniczo, zaś swoją średniowieczno – knajpianą atmosferą przewyższa wyraźnie typowy skandynawski standard. Gotlandczycy posiedli umiejętność warzenia dobrego piwa, jednak żądają za ów smakołyk (czy raczej: łyk smaku) cen w prosty sposób nawiązujących do łupieskich tradycji ich przodków.
  •    Blisko czterokilometrowej długości mury opasujące stare miasto zachowały się niemal w całości.
  • Katedra (protestancka, ma się rozumieć) obsługiwana jest wyłącznie przez personel żeński. Można sobie wyobrazić wzrost zainteresowania aktywnością religijną w krajach katolickich, gdyby posługę przy ołtarzach zaczęły pełnić osoby o walorach urody, intelektu i charyzmy takich, jak prezentowała pani pastor z Visby
  • Worek na kiju zamiast tacy – z zaufaniem, że wierni dyskretnie dorzucą, a nie wyciągną…
  • …podobnie jak w sklepiku przy nieodległej farmie, gdzie zamiast obsługi kasowej stała tylko skarbonka do samodzielnego uiszczania zapłaty za kupione towary:
  • Katedra jest jedynym czynnym kościołem w Visby. Kilka pozostałych od paruset lat wygląda tak:  
  • Na rynku i przyległych uliczkach można najprzyjemniej i najsmaczniej posiedzieć i podumać… …oraz przypomnieć sobie zarys dziejów przemiłej wyspy i jej stolicy:

Gotlandia zajmuje na Bałtyku równie strategiczne miejsce pod względem handlowym i militarnym, jak Malta na Morzu Śródziemnym. Dysponuje też sporymi obszarami dobrych ziem uprawnych, oraz licznymi zatokami dogodnymi dla lokowania portów i przystani. Te walory sprawiły, że była pożądanym miejscem osiedlania się ludzi począwszy od epoki kamiennej, gdy tylko ustępowanie lodowca skandynawskiego zaczęło na to pozwalać. Stała się z czasem jedną z kolebek cywilizacji skandynawskiej; tu właśnie (choć niektórzy badacze wskazują na Szwecję kontynentalną) lokalizuje się ojczyznę Gotów, którzy tak wielką rolę odegrali w czasach wędrówek ludów, upadku cesarstwa zachodniorzymskiego i kształtowania postrzymskiej Europy. Tradycyjnie rządy na wyspie sprawowały, podobnie jak w reszcie Skandynawii, “tingi”, czyli  sejmiki lokalne, które pod koniec I tysiąclecia zdecydowały o zawiązaniu bliższych, lecz równoprawnych, związków z kształtującym się królestwem szwedzkim. Gotlandczycy zajmowali się rolnictwem, lecz równolegle także “wikingiem”, czyli pozyskiwaniem dóbr o wartości handlowej poprzez zamorską grabież, jak też – dzięki położeniu na szlakach – pośrednictwem handlowym. Właśnie położenie wyspy zaczęło przyciągać i skłaniać do osiedlania się kupców niemieckich, którzy koncentrowali się w okolicy Visby, lokując z czasem miasto. W XI i XII wieku tamtejsza gildia handlowa, znana jako Związek Gotlandzki (Zjednoczeni Gotlandzcy Kupcy Świętego Cesarstwa Rzymskiego), odgrywała główną rolę w wymianie bałtyckiej, zwłaszcza krain zachodnich z niedawno ukształtowaną (przez szwedzkich wikingów zresztą, o czym później) Rusią, zwłaszcza księstwem Nowogrodu. Później Visby stało się członkiem utworzonej przez Lubekę Hanzy, na rzecz której Związek Gotlandzki utracił w XIII wieku rolę wiodącego stowarzyszenia handlowego. Niemiecka ludność miasta odgrodziła się od reszty wyspy murami, co wzmocniło niechęć żywioną wobec niej przez rdzennych mieszkańców Gotlandii. 


Link 2 – gocki.

Goci zaistnieli w tym blogu (jak dotychczas) tutaj, tutaj i tutaj. Jeśli komuś nie chce się wracać do tych wpisów, przypomnę pokrótce, że było tam trochę o pobycie Gotów na naszym Pomorzu w pierwszych wiekach naszej ery, oraz o ich peregrynacjach najpierw na południowy wschód Europy, a począwszy od końca IV wieku – na zachód, aż do obecnej Hiszpanii i Portugalii. Blisko tysiąc lat po tych wydarzeniach, w XII wieku, ich zmitologizowana wersja została spisana w Sadze o Gotlandczykach (Gutasaga – warto poczytać wersję anglojęzyczną w Wikipedii). Według Gutasagi z Gotlandii wymigrowała 1/3 ludności, bo wyspa nie była w stanie wyżywić wszystkich. Musiały to być liczby rzędu setek, może niewielu tysięcy osób, po kilkunastu pokoleniach tworzące już mocarne społeczności ; interesujący przyczynek do rozważań demograficznych.


Link 3 – Eryk (Bogusław) Pomorski

Wspomniana wyżej królowa Małgorzata po sfinalizowaniu idei Unii Kalmarskiej (związku Danii, Szwecji i Norwegii pod jednym berłem) w 1397 roku postanowiła, po długich przymiarkach, doprowadzić do osadzenia na potrójnym tronie spokrewnionego z duńską dynastią młodego księcia pomorskiego Bogusława (z rodu Gryfitów). Splot okoliczności politycznych towarzyszących tym wydarzeniom był na tyle mocny i skomplikowany, że przerósł zarówno siły i możliwości Bogusława, przemianowanego przez Skandynawów dla łatwiejszej wymowy na bardziej swojskiego dla nich Eryka, jak i żywotność Unii.  Antyunijny opór (zwłaszcza w Szwecji), oraz niepowodzenia w starciach z Hanzą spowodowały detronizację Eryka – Bogusława w 1439 roku. Schronił się on na Gotlandii, ukończył rozpoczętą przez Krzyżaków budowę zamku w Visby i rezydował tam przez dekadę, będąc szefem korsarzy, następców Bractwa Witalijskiego. Gdy znudziła mu się piracka robota wrócił do Darłowa, gdzie dokonał żywota i został pochowany w grobowcu, którego zdjęcie zobaczycie, uruchamiając link do wpisu z czerwca 2016 roku .

 Z zamku Eryka Pomorskiego w Visby niewiele pozostało, na szczęście ktoś pracowity sporządził makietę rekonstrukcyjną.


Link 4 – celtycki

cof

Na gotlandzkich cmentarzach widać sporo krzyży o typowym celtyckim kroju. Ten, widoczny na zdjęciu, odnaleźliśmy po dłuższych poszukiwaniach poza cmentarzem, pod płotem jakiejś posesji za murami Visby. Upamiętnia on rzeź 1800 Gotlandczyków dokonaną przez wojska duńskiego króla Waldemara Attertaga (n.b. pradziadka Eryka Pomorskiego) podczas inwazji wyspy w 1361 roku. Co do powiązań celtyckich, to być może trochę konfabuluję, ale niewątpliwy był dość znaczny udział misjonarzy z Wysp Brytyjskich w kolejnych podejściach do chrystianizacji Gotlandii i Szwecji kontynentalnej, więc może ten kształt krzyży to od nich?


Link 5 – bałtyckie moai   To już wyłącznie gra wyobraźni. Formacje wapiennych ostańców, zwanych raukami, a będących efektowną pozostałością koralowej genezy Gotlandii, przywodzą na myśl tajemnicze posągi z Wyspy Wielkanocnej – do których jednak fizycznie (jeszcze?) nie dotarłem.

Choćby dla tych widoków warto wpaść na Gotlandię.

 


Link 6 – jeszcze raz zakonny

Zacząłem tę relację od wątku krzyżackiego, łączącego Gotlandię z wcześniej wspominanym w blogu państwem krzyżackim na obecnych terenach polskich. Powiązania mnisie są jednakowoż liczniejsze; aktywni od XII wieku w Europie Cystersi, założyciele m.in. opactwa w Oliwie, nie ominęli także Gotlandii. Zbudowali klasztor w miejscowości Roma i gospodarzyli tam przez prawie czterysta lat, aż w połowie XVI wieku zakończyła ten stan rzeczy reformacja. Klasztor popadł w ruinę, dzisiaj znajduje się na terenie farmy przypominającej PGR, zaś jego pozostałości służą jako scena letniego teatru (głównie szekspirowskiego, jak się wydaje).      

I jeszcze jedna ciekawostka, tym razem związana z Zakonem Kawalerów Maltańskich (czyli Joannitów). Zakon został wyproszony z Malty, bo nie dość ulegle współpracował w 1798 roku z Napoleonem podczas jego egipskiej kampanii (a poza tym nie mieścił się w laickiej formule porewolucyjnej Francji), zaś w 1806 roku Szwecja zaproponowała Maltańczykom osiedlenie się na Gotlandii i przekazanie suwerenności nad wyspą. Bracia podziękowali i nie skorzystali obawiając się, że w ten sposób usankcjonują przykre dla siebie status quo w sprawie Malty. I tak krzyż maltański na Bałtyku noszony jest obecnie jedynie przez statki ratownictwa morskiego

 (fot. z Wikipedii)


Dla odprężenia obejrzyjcie jeszcze trochę obrazków z Gotlandii, poprzedzonych narysowaną w międzyczasie przez Żonnę mapką:   Wyspa od zawsze żyła trzema gałęziami działalności: rolnictwem i rybołówstwem, handlem, oraz piractwem. W nowszych czasach doszedł do tego przemysł wapienno – cementowy, turystyka, jak też elektronika z informatyką.  

 

   

       

Nadmorskie uroczysko, prastara kapliczka, wielki grobowiec w kształcie łodzi z kamieni –  przypominają o wikińskiej przeszłości wyspy. Ten grobowiec jest wprawdzie starszy, ale Wikingowie (w rejonie wschodniego Bałtyku zwani Waregami) między VIII a XI wiekiem czasem też stosowali podobne formy oznaczenia pochówku co bardziej zasłużonych z nich.

  

   


Gotlandia skupia na stosunkowo niewielkiej powierzchni ogromną ilość pamiątek z przeszłości, z okresu kształtowania się i wczesnego rozwoju cywilizacji skandynawskiej. Szwecja kontynentalna jest krajem rozległym, jednak najważniejsze pod tym względem miejsca znajdują się, na szczęście, w niedalekim sąsiedztwie Sztokholmu.

Birka , położona strategicznie nad ogromnym, mającym połączenie z morzem jeziorem Melar, była od VIII do X wieku, a więc w szczytowym okresie ery Wikingów, główną bazą operacyjną, ośrodkiem handlowym i centrum kształtującej się stopniowo władzy królewskiej na terenie obecnej Szwecji. Rzut oka na mapę uzmysławia logiczny kierunek ekspansji wschodnich Wikingów, czyli Waregów: na wschód, naturalnie.

Waregowie poprowadzili i eksploatowali intensywnie spektakularne szlaki handlowe rzekami Rosji i Ukrainy (Newa, Wołchow, Dniepr) do Morza Czarnego, jak też Wołgą do Kaspijskiego, przeciągając swoje łodzie lądem przez wododziały. Tym sposobem docierali do najbardziej liczących się w tym czasie ośrodków, czyli Bizancjum (Konstantynopola) i Bagdadu, dostarczając głównie futra, niewolników i bursztyn w zamian za arabskie srebro, drogocenne wyroby azjatyckie (jak jedwab), oraz rękodzieło bizantyjskie. Z czasem obecność Skandynawów w Bizancjum stała się na tyle permanentna i liczna, że została z nich sformowana słynna cesarska gwardia wareska.

Mapa kiepska (Wikipedia), ale drogi wareskich wędrówek widoczne.

Nie ulega wątpliwości, że Waregowie byli założycielami księstw Rusi (Nowogród, Kijów), jak też fundatorami dynastii Rurykowiczów. Wielu historyków spekuluje też, że ich pojawienie się na terenach polskich tak od strony Kijowa, jak też Wisłą przez ich faktorię Truso, (obok dzisiejszego Elbląga; kolejny wariant trasy Waregów na południe Europy) było katalizatorem wybicia się dynastii Piastów na pierwszych władców kiełkującego państwa polskiego.


Link 7 – wikiński

Podróżując w lutym 2017 do wschodniej Anglii trafiliśmy na wysepkę Lindisfarne, której spustoszenie w 793 roku uznaje się za początek ery Wikingów. Na zachodzie Europy siali oni zgrozę i zniszczenie, bowiem napotykając stabilizujące się , bogate królestwa, grabili ile się dało. Ich pobratymcy szwedzcy, Waregowie, wytyczając szlaki przez wschodnią Europę nie bardzo mieli co rabować (poza braniem niewolników), więc jakby mimochodem odegrali rolę konstruktywną.


Birka podupadła wskutek nadmiernego wypłycenia się okalających ją wód; ciężar wymiany handlowej przeniósł się na krótko do Sigtuny, z czasem jej czołowym ośrodkiem stała się zaś Gotlandia. Przed upadkiem Birki zdążył tam odnieść pewne sukcesy ewangelizacyjne św. Oskar (Anskar), ku czci którego postawiono całkiem niedawno efektowny kościółek. Natomiast centrum duchowo – religijnym (pogańskim, uporczywie odmawiającym dostępu chrześcijańskim misjonarzom), była już od wieków:

Gamla Uppsala (Stara Uppsala). Tutaj, podobnie jak w Birce, wyraźnie można odczuć ducha staroskandynawskiej mitologii. Tu były najważniejsze świątynie pogańskie, tu potężne kurhany kryjące groby władców. Krajobraz i atmosfera tych miejsc utwierdzają w przekonaniu, że system wierzeń i panteon bóstw tutejszych nie mógł być inaczej wymyślony, że narzuciła go natura.

Nie mogę tu się oprzeć pokusie przytoczenia cytatu z całkiem niezłego, skądinąd, przewodnika “Szwecja”, wyd. Pascal 2015, str.158: ” Świątynia w Starej Uppsali była narodowym ośrodkiem kultu, a co dziewięć lat odbywało się tam wielkie święto, w którym musieli uczestniczyć Szwedzi ze wszystkich prowincji, nawet chrześcijanie. Składano wówczas ofiary z samców różnych zwierząt, w tym także z mężczyzn

   

    Karna szwedzka młodzież postępuje przy królewskich kurhanach zgodnie z instrukcją umieszczoną na tablicy. Dzieci mają nawet powiązane nogi.

Stara Uppsala straciła swoje znaczenie gdy (już po tym, jak w końcu chrześcijaństwo zdołało zapuścić tu korzenie), przed wejściem do kościoła stracił głowę (dosłownie!) późniejszy święty, król Eryk Jedvardsson (w 1160 roku), zaś sam kościół niedługo potem spłonął. Zdecydowano wówczas o przeniesieniu stolicy do odległej o kilka kilometrów Uppsali, którą dzisiaj znamy (na zdjęciu – widzianej z perspektywy gryzonia polnego spod kurhanów  Uppsali Starej)


Była to kolejna wędrówka dróżkami pozwalającymi dowiedzieć się więcej o kształtowaniu obecnej mapy Europy oraz świata i o ludach, które tego dokonywały od czasów starożytnych aż po koniec średniowiecza i jeszcze ciut dalej. Historia Szwecji w późniejszym okresie zagęszcza się coraz bardziej, splata się również z historią Polski; naruszenie tej tematyki skutkowałoby zapewne wiecznym niedokończeniem tego wpisu i ostateczną utratą cierpliwości przez PT Czytelników. Jednak do Północnego Sąsiedztwa będziemy wracać nie raz, bo to rejon ze zrozumiałych względów niezwykle dla nas ciekawy.

Wiosną czarno

 

 Pociąg przyjaźni – nocleg pod ruinami zamku w Brodnicy

Gdy puszczają lody, zwykliśmy z Żonną wsiadać w nasz dwuczłon z kuszetką i ruszać przed siebie, z reguły bez dokładniejszego planu. Szwendamy się po kraju i okolicy gapiąc się wokół, smakując dobroci lokalne i gadając, jeśli znajdzie się rozmówca. Przebłysk słońca na początku maja był krótki, wystarczył jednak dla częściowego nadrobienia wstydliwych zaległości krajoznawczych niedaleko domu, mianowicie fragmentów ziemi chełmińskiej i dobrzyńskiej – czyli matecznika “naszego” krzyżactwa. “Naszego” , bo zanim Zakon zaczął się tu sadowić, przemierzył kawał świata (o czym pokrótce dalej). My zaś przemierzyliśmy trasę łączącą kilka spośród wielu zamków:

 Szkice oczywiście piórka i pędzelka Ani.

 Tę ręcznej roboty przydatną mapkę, autorstwa najwyraźniej młodego, ciekawego świata człowieka, skopiowałem z jego strony blogowej . Na mapce można się dopatrzeć miejsc, o których wspominam w tej relacji.

 


  • U podnóży warowni, strzegących (zresztą przed Polakami, którzy ich tu nieco wcześniej zaprosili) południowej granicy rozrastającego się na północny wschód od Chełmna państwa zakonnego, lokowali Krzyżacy większe lub mniejsze miasta. Różny jest ich obraz dzisiaj – wyraźnie widać, gdzie życie mieszkańców cyrkuluje pomiędzy kościołem a sklepem monopolowym, a gdzie przestrzeń społecznej i samorządowej aktywności wyrasta ponad te dwie odwieczne opoki.
  •  w Radzyniu – relikt PRL-u jako żywo – serwuje jednakowoż pyszne schabowe.
  • Zamki… …i rycerze spod znaku czarnego krzyża – stąd m.in. czerń w tytule wpisu
  •  Zamek w Golubiu wyraźnie góruje nad miastem…zaś w uroczej Brodnicy harcerze prężą na komendę długą flagę, bo to akurat Święto Flagi.
  • W Lubawie oznaki zrozumienia dla idei gender… …zaś w Ostródzie – dobra czeska knajpa ze smacznym knedlikiem i mądrymi sentencjami, nad pięknie zagospodarowanym brzegiem jeziora. To kolejny, po wyczynach Jana Żiżki w bitwie grunwaldzkiej, wkład naszych południowych pobratymców w kształtowanie lokalnej rzeczywistości.   
  • Z każdą kolejną puszką chłoniemy prawdę o towarzyszu broni Żiżki spod Grunwaldu, Zawiszy Czarnym. To również przyczynek do tytułu wpisu.

  • Konotacje Krzyżaków są w naszej społecznej pamięci marne, nie tylko za sprawą dzieła Sienkiewicza. Zapracowali sobie bracia u nas na złą sławę, bo nas akurat dotknęły wredne i okrutne praktyki związane z ich ekspansją. Praktyki, które w owych czasach były standardem podczas wszelakich konfliktów, zaś współcześnie uległy modyfikacji wraz z postępem technologii.
  • Zakon Krzyżacki to (obok znanych nam z poprzednich wpisów Joannitów, oraz Templariuszy), owoc przewag i klęsk europejskiego rycerstwa podczas wypraw krzyżowych do Ziemi Świętej w XII i XIII wieku (był to najbardziej znany i spektakularny, ale bynajmniej nie jedyny kierunek owych ekspansywnych, z reguły bardzo krwawych, przedsięwzięć feudalnej Europy pod egidą papiestwa). Zakony rycerskie wypchnięte w końcu z Bliskiego Wschodu przez islamskie potęgi, szukały swojego miejsca bliżej domu. Krzyżacy, zaproszeni na początku XIII wieku przez węgierskiego króla Andrzeja II do osiedlenia się i obrony jego włości w Siedmiogrodzie, ochoczo zabrali się do dzieła, budując m.in. zamczysko w obecnej rumuńskiej Feldioarze (nazwane przez nich Marienburgiem; kolejny Marienburg to już nasz Malbork) ; ruiny widoczne na zdjęciu za stadem krów odnaleźliśmy podczas włóczęgi przed kilku laty:  
  • Król Węgier szybko zorientował się, że przedsiębiorczy bracia – rycerze mają ochotę zawładnąć krainą, zamieszkałą skądinąd w znacznej części przez ich saskich ziomków i – mówiąc kolokwialnie – pogonił zakonników po niewielu latach. Ci nie musieli czekać długo na kolejną ofertę, którą okazało się zaproszenie wystosowane w 1226 roku przez księcia Konrada mazowieckiego, niepokojonego zaczepnymi poczynaniami pogańskich ciągle Prusów. W tym czasie Zakon, pod zarządem wybitnego wielkiego mistrza Hermana von Salza, był już ekonomiczną, militarną i polityczną potęgą na europejskiej scenie. Pierwszą warownię, z której praktycznie nic nie pozostało.  zbudowali Krzyżacy w obecnej wsi Starogród koło Chełmna   
  • Jak dalej toczyły się losy Zakonu, zwłaszcza w kontekście spraw polskich, pamiętamy z lekcji historii. Był to kliniczny przypadek splecenia interesów tronu i ołtarza, sacrum i profanum (w sferze przemocy), prześladującego ludzkość zapewne od początku dziejów. Krucjaty, kontrkrucjaty, dżihady, konkwisty, rekonkwisty, święte wojny, pogromy, inkwizycja, terroryzm religijny – od zawsze były uruchamiane jako uzasadnienie bardzo ziemskich celów: poszerzenia władztwa i zagarnięcia majątku. Nie inaczej było w przypadku poczynań Krzyżaków, sankcjonowanych przez papiestwo jako krucjata mająca nawrócić pogańskich Prusów, z faktycznym zamysłem utworzenia państwa kościelnego na odebranych im ziemiach.
  • Dobrą, współcześnie nas dotykającą, ilustracją wykorzystania religii i pobożności mas społecznych dla realizacji politycznych i ekonomicznych celów jest aktywność pewnego skromnego redemptorysty w założonym swego czasu przez Krzyżaków, pięknym Toruniu. Niewątpliwy talent organizacyjny i swoista charyzma, wsparte współczesnymi środkami komunikacji, pozwoliły ojczulkowi stworzyć w krótkim czasie imperium, rządzące niepodzielnie kilkoma milionami dusz, a poprzez uzależnienie polityków sprawujących władzę – wpływające w istotny sposób na aktualne sprawy polskie i nie tylko polskie.
  • Kiedy to piszę, nadchodzą tragiczne wieści o zamachu na uczestników koncertu w angielskim Manchesterze. To świeży, potworny przyczynek do powyższych refleksji i dowód, jak łatwo jest manewrować duchowością ludzi powodując, że stają się oni zdolni do nienawiści, zbrodni czy samobójstwa dla wpajanej im, stosownie modyfikowanej, wiary. I dotyczy to w podobnym stopniu terrorystów islamskich, radykałów żydowskich, reakcjonistów pogańskich, członków różnych dziwnych sekt, wyznawców tupolewizmu, krzyżowców, czy sterowanych radiowo pseudochrześcijan. Niczyj bóg  nie dopuszcza takich niegodziwości, do jakich są skłaniane słabsze i pobożne ludzkie istoty przez tych, którzy w boskim imieniu fałszywie przemawiają.
  • Wojny, jak wiadomo, niosą za sobą samo zło, we wszelkich możliwych postaciach. Z reguły jednak wyłaniają zwycięzcę konfliktu, którego późniejsze działanie miewa walor konstruktywny lub wręcz przeciwnie – niszczący. Krzyżackiego wkładu cywilizacyjnego (w zachodnim rozumieniu, oczywiście) na terenie dawnych Prus Wschodnich , nie da się nie docenić. To nie tylko liczne zamki i budowle militarne, ale przede wszystkim – cywilna infrastruktura gospodarcza, najczęściej do dziś spełniająca swoje funkcje. Miasta, folwarki, urządzenia hydrotechniczne i melioracyjne – powstawały w błyskawicznym tempie, przy wsparciu najwyższej dostępnej ówcześnie wiedzy technicznej i świetnej organizacji. 

  • Mieliśmy zatem wiosenne wzmianki o czarnych krzyżach i o czarnym Zawiszy. Ale należy się P.T. Czytelnikom jeszcze jedna wzmianka przywołująca ten kolor, tym razem w jasnym aspekcie:  jest mianowicie w Gdańsku kościół Św. Jana, którego powstanie w XIV wieku można pośrednio wiązać ze wspomnianą powyżej walką monoteizmu (reprezentowanego przez Krzyżaków i s-kę) z politeizmem Prusów, zaś zrujnowanie w XX wieku – bezpośrednio z finałem zmagań ateizmu sowieckiego i nazizmu niemieckiego.
  • I oto przed niewielu laty staliśmy się świadkami początku niezwykłej, trwającej do dzisiaj, twórczej symbiozy sacrum i profanum. W podnoszonej z ruin świątyni wznowiono jej funkcję sakralną, ale równolegle wdrożono znakomitą działalność kulturalnego Centrum Św. Jana. Odbudowa kościoła i działalność Centrum mają dwóch najważniejszych animatorów: gdańskiego Nigeryjczyka Larry’ego Okey Ugwu (wieloletniego dyrektora Nadbałtyckiego Centrum Kultury), oraz duszpasterza środowisk twórczych – gdańszczanina ks. Krzysztofa Niedałtowskiego.
  • Pod koniec kwietnia w wypełnionym kościele św. Jana zaprezentowano dobrze zrobiony przez Henrykę Dobosz – Kinaszewską i Marię Mrozińską dokumentalny film o tym wyjątkowym tandemie i ich dziele. “Czarni” – warto obejrzeć, ku pokrzepieniu serc!
  • Zakończę zmianą kolorystyki, wszak wiosna bywa też zielona! Ruszamy w stronę lata, które niechybnie przyniesie relacje skądśtam.

Wszystko, co maltańskie…

Jak zapowiedziano w marcowym wpisie, tak zrobiono. Udano się mianowicie na Maltę, przy wykorzystaniu niedrogiego aeroplanu, łączącego dwa razy w tygodniu ten sławny archipelag z Gdańskiem.

Jak na dłoni widać, że wyspy (Malta jest główną i największą) ulokowały się pośrodku Morza Śródziemnego. A że przez tysiąclecia jego wybrzeża stanowiły pępek cywilizacji (przynajmniej z naszego, europejskiego punktu widzenia), to na Malcie siłą rzeczy krzyżowały się najważniejsze morskie szlaki śródziemnomorskiego świata, zaś ich kontrola poprzez panowanie nad wyspą nęciła wszystkie liczące się w historii Europy imperia. Rzucającym się dzisiaj w oczy tego efektem jest wymieszanie genetyczne nielicznej ludności państewka (niespełna pół miliona, tyle co Gdańsk), unikalny język, oraz ogromna ilość interesujących zabytków, z których najstarsze mają grubo ponad 5 tysięcy lat.

Nie chcąc zanudzać Czytelników opisem zawiłych losów historycznych, odsyłam zainteresowanych do nieocenionej Wikipedii, gdzie znajdą kompendium wiedzy o Malcie. Poniżej zaś dzielę się refleksjami z zaledwie dwudniowego pobytu wedle klucza, gdzie nazwa wyspy występuje w formie przymiotnikowej. Ilustracje to zdjęcia naszej roboty oraz szkice autorstwa Ani.

  • Maltańska artyleria i maltańska duma

 

Strzelająca raz dziennie na wiwat nadbrzeżna bateria jest jedyną aktywną (w widoczny sposób) pozostałością militarnej przeszłości Malty : niezliczonych bitew, oblężeń, ostrzałów i nalotów. Dramatyczne epizody trwają w pamięci, jednak prawdziwym powodem dumy Maltańczyków jest ich skok cywilizacyjny w ostatnich latach, wyraźnie związany z członkostwem w Unii Europejskiej. Duma narodowa może być, jak widać, radosna i optymistycznie skierowana ku przyszłości, zauważana i doceniana przez inne nacje. Bywa jednak również inna: pełna pretensji, obolała, konstruowana i dekretowana w myśl politycznych potrzeb rządzących, wykrzykiwana przez nich zdziwionemu światu. Wolę tę maltańską.

  • Maltańska prezydencja i maltańska “arogancja władzy”

Malta sprawuje aktualnie prezydencję Unii Europejskiej, stąd większa zapewne niż zazwyczaj ilość unijnych symboli w publicznych przestrzeniach.  Natomiast widoczne poniżej oznaczenia rezerwacji miejsc parkingowych na ulicy dla Urzędu Premiera, Prezydenta, Ministra Spraw Zagranicznych, Prokuratora Generalnego czy Rzecznika Praw Obywatelskich, to jedyne przejawy wynoszenia się władzy państwowej ponad ogół.

 

 No, jeszcze warta przed Pałacem Prezydenckim (za czasów Kawalerów Maltańskich – siedzibą Wielkiego Mistrza)

  • Maltański krzyż, maltańska religijność i maltański język 

Charakterystyczny, o równych i rozdwajających się na końcach ramionach, wywodzi swój pierwowzór ponoć z italskiego Amalfi, gdzie były zaczątki działalności Joannitów – Szpitalników – Kawalerów Maltańskich (zarys dziejów tego zakonu można sobie także przypomnieć, wracając do marcowego wpisu tego blogu), których stał się znakiem rozpoznawczym. Do dzisiaj wszechobecny w maltańskim krajobrazie, nie mówiąc o kościelnych wnętrzach (na ostatnim zdjęciu poniżej nie ma wprawdzie krzyża, jest za to sugestywny, bardzo typowy fragment posadzki)

 

Malta to kraj niemal w całości katolicki, jednak frekwencja w kościołach nie jest duża (być może wynika to z wyjątkowo wysokiego wskaźnika świątynioosobowego, bo kościołów jest mnogość, a mieszkańców niewielu). Wrażenie robi natomiast liturgia sprawowana w unikalnym języku maltańskim, melodyką chyba najbardziej przypominającym arabski. Fachowcy zaliczają maltański do grupy języków semickich (podobnie jak hebrajski czy arabski), spośród których jako jedyny zapisywany jest alfabetem łacińskim.

Z językami spotykamy się na wyspie także w nieco innym znaczeniu; tak mianowicie (Langua) zwano grupy narodowościowe w strukturze Zakonu Maltańskiego. Każdy z “Języków” odpowiadał za obronę innego odcinka fortyfikacji i każdy posiadał swój okazały dom modlitwy (i nie tylko modlitwy zapewne), zwany po prostu oberżą. Jak rycerz nie zdzierży, bieży do oberży! (chyba niezłe na dyktando!)

  • Maltańscy Kawalerowie, maltańskie panny, maltańska młodzież

O Kawalerach Maltańskich trochę już było; najbardziej czytelne ich wizerunki znaleźliśmy w sklepie z pamiątkami:   W centrum stolicy stoi natomiast okazały pomnik Wielkiego Mistrza Jeana de la Valette, który po odparciu tureckiego oblężenia w 1565 roku, kazał wybudować od podstaw miasto, nazwane jego imieniem (Valetta) 

Raz Kawaler Maltański, obrońca Valetty,                                    w przerwach między wojnami jął szukać podniety.                    Próbował budowy szańców                                                   i odmawiania różańców,                                                   lecz w końcu grzeszne oko dojrzało...kobiety!

W odróżnieniu od Kawalerów, panny maltańskie spacerują po ulicach “na żywo”

Maltańską młodzież szkolną oprócz daty urodzenia wyróżniają jednolite mundurki, co budzi zrozumiałe zainteresowanie uczestników studenckich wycieczek uniwersytetów trzeciego wieku

  • Maltańska fauna

Maltański pies (maltańczyk) – podobnie jak w przypadku Kawalerów Maltańskich nie udało się zaobserwować żywego egzemplarza, dlatego przedstawiam wizerunek wiszący w pałacyku rodziny Piri (warto też zwrócić uwagę na twarze odbite w szybie chroniącej obraz:)

Maltański pies z importu (dostępny na dworcu autobusowym):

Maltański wieprzek (w towarzystwie):  

Maltański królik (próbowaliśmy, niezły):  

Maltański koń zaprzęgowy (z kuposprzątaczem): 

Maltański sokół roczna zapłata wnoszona przez Wielkiego Mistrza cesarzowi Karolowi V za podarowanie Malty zakonowi Joannitów. Naturalnie cesarz kalkulował znacznie większe korzyści z transakcji, mające strategiczny charakter, w czym się nie zawiódł. Ptaszysko jednakowoż stało się znanym symbolem, a także pożywką dla twórczości literackiej i filmowej. Najłatwiej spotkać je dzisiaj tam, gdzie sprzedają souveniry:  

Maltańska martwa natura – jak pewnie zauważyliście, większość przedstawionej tu maltańskiej natury wygląda na martwą. Dla uzupełnienia jeszcze jedna, nie wiadomo dlaczego – z Buddą:

  • Maltańskie Trójmiasto  (10 minut promem z Valetty)
  • Maltańska bandera (tania) – chętnie wykorzystywana przez armatorów w zrozumiałym celu ograniczenia obciążeń podatkowych. Rodzimy ślad: maltańską banderę noszą statki Polskich Linii Oceanicznych.  
  • Maltańskie balkony – zabudowane, stanowią bardzo charakterystyczny element miejscowej architektury (zwłaszcza w Valetcie):
  •  
  •                                   
  • Maltańskie landszafty
  •  
  • Zazwyczaj na zakończenie wpisu umieszczałem kilka słów swojego komentarza do jakiegoś “świeżego” wydarzenia. Tym razem będzie inaczej, bo wpis powstawał w okolicy 10 kwietnia; wszystko zatem powyłączałem, aby odciąć się od medialnej tupolewizny. Wiem wszakże, że Wielkanoc nadchodzi i wkrótce dobiegnie końca niezwykły czas Wielkopostnego Zdziwienia Wątroby. Zalecam sobie i innym stopniowe oswajanie tego organu z okolicznościami świątecznymi, jak również zwrócenie uwagi na duchowy wymiar przeżyć najbliższych dni. Życzę spokoju, pogody, optymizmu mimo wszystko, no i zdrowia, ma się rozumieć. Alleluja!!!

 

 

 

 

 

Marcowanie (bez kocich podtekstów)

 

przekręt (globusa Polski) – Teresa K., kamera – Michał Sz.

  • 11 marca 2017. Dokładnie rok temu wyruszyłem w wirtualną podróż śladem wielkiej wyprawy Magellana. Wirtualną – bo z kilku względów nie udało mi się wówczas sfinalizować planów osobistego przemierzenia dwóch oceanów ze wschodu na zachód. Owocem zamysłu jest ten blog, który po zakończeniu podróży “na niby” postanowiłem utrzymać przy życiu, dopisując od czasu do czasu spostrzeżenia z ciekawych, moim zdaniem, miejsc i licząc w dalszym ciągu na zainteresowanie Czytelników (nieustannie pięknie dziękuję za napływającą korespondencję).
  • 13 marca 2017. Ciekawym miejscem bywa czasem także ekran telewizora. Rzadko używamy tego urządzenia, ale dzisiaj nie mogliśmy sobie odmówić obejrzenia konferencji prasowej Decydenta Bez Teki. Najwyraźniej odprężony po wiktorii brukselskiej i skorygowany wizerunkowo dzięki trafnym obserwacjom “Ucha Prezesa”, w ujmująco wiarygodny sposób przysięgał na wszystkie świętości, że nie miał pojęcia o wezwaniu Tuska do prokuratury. Nie wiedział zapewne, na którą godzinę opiewało wezwanie, więc z prawdą się właściwie nie minął. Złożył też powtórnie cześć prowadzącej zwycięską szarżę Wojowniczce Bez Uśmiechu Za To Z Broszką. Wypomniała ona (nie bez racji skądinąd) Europie, że wprawdzie zasila nasz kraj strumieniem pieniędzy, ale jednocześnie konsumuje znaczną część polskich zamówień. Chodziło pewnie przede wszystkim o rosnący u nas ostatnio popyt na pancerne, rządowe limuzyny niemieckiej produkcji.

 

  • Wypadek samochodowy z udziałem premier Beaty Szydło
  • Zastanowiło mnie, czy “szydło” to forma nijaka rzeczownika “szydlak”? Może zaprzyjaźnieni poloniści pomogą?

Przepraszam, wyłączam telewizor i proponuję spokojniejsze spojrzenie na kolejną ciekawostkę, łączącą bliskie i dobrze nam znane okolice z rejonami odległymi przestrzennie i czasowo:


Joannici

  • Skarszewy mijamy jadąc z Gdańska w Bory Tucholskie. To nieduże malownicze miasteczko, w znacznej części zachowujące średniowieczną strukturę, zawdzięcza swoje powstanie zakonowi Joannitów, których osiedlił tu książę pomorski Grzymisław pod koniec XII wieku.
  • Skarszewy (fot. z Wikipedii)     
  • Braciszkowie przyczynili się też do rozwoju pobliskiego Starogardu Gdańskiego, natomiast w leżącej nieopodal zjazdu z autostrady A-1 do Tczewa wsi Lubiszewo (będącej podówczas stolicą Księstwa Lubiszewsko – Tczewskiego) sprawowali patronat nad stojącym do dzisiaj kościołem Św. Trójcy.
  • Po blisko dwustu latach gospodarzenia, w 1370 roku, Joannici sprzedali swoje włości mocno rozpychającym się wówczas na Pomorzu Gdańskim Krzyżakom (starym znajomym z Ziemi Świętej, współbraciom ale i konkurentom), rezygnując z aktywności na wschód od wzmocnionej przez nich w owym czasie warowni Drahim nad jeziorem Drawskim. Nawiasem mówiąc, okolice Drawska i Czaplinka (istotne, jak widać, nie tylko dla kajakarzy) były jedynie cząstką schedy, jaka przypadła Joannitom w udziale po bezceremonialnym rozprawieniu się przez króla Francji Filipa Pięknego z potężnym Zakonem Templariuszy w 1307 roku.
  • Aktualna pełna nazwa zgromadzenia Joannitów brzmi: Suwerenny Rycerski Zakon Szpitalników Świętego Jana, z Jerozolimy, z Rodos i z Malty . Ten długi i zawiły tytuł obrazuje zarys historii rycerskiego zakonu, do dziś będącego podmiotem prawa międzynarodowego. Powstał na fali pierwszych wypraw krzyżowych na przełomie XI i XII wieku w Jerozolimie, podobnie jak m.in. wspomniani Templariusze i Krzyżacy. Te i inne zbrojne zgromadzenia zakonne wspierały siłą militarną szerzenie i umacnianie chrześcijaństwa w zajętej przez muzułmanów Ziemi Świętej (ale też w innych stronach, choćby wspomnianym powyżej Pomorzu Gdańskim), albo też używały wzniosłej motywacji religijnej dla wzmacniania doczesnej potęgi oraz zdobyczy terytorialnych; zapewne oba punkty widzenia są prawdziwe i niewykluczające się w praktyce wielkiej polityki.
  • Byłoby wszakże krzywdzące, gdyby pominąć szpitalną i dobroczynną działalność Zakonu; wszak to szpital św. Jana w italskim Amalfi był miejscem, gdzie bracia zaczęli funkcjonować na krótko przed pierwszą krucjatą. W Ziemi Świętej zabawili blisko dwieście lat, z czasem wycofując się pod naporem kontratakujących innowierców z Jerozolimy i kilku potężnych zamków do Akko (główny port krzyżowców na śródziemnomorskim wybrzeżu Izraela) uliczka w starym Akko
  • Potem kolejno przemieszczali się na Cypr, Rodos, by w 1530 roku osiąść dzięki nadaniu cesarza Karola V (nasz dobry znajomy, patronujący wyprawie Magellana w 1519 roku) – na Malcie.

  • Co robili i co pozostawili po sobie Kawalerowie Maltańscy (to najpowszechniej obecnie używana nazwa zakonu) na niewielkim archipelagu pośrodku Morza Śródziemnego – zrelacjonuję już wkrótce w oparciu o naoczne oględziny.
  • Przyglądając się podczas naszych wędrówek materialnym świadectwom kształtowania współczesnej Europy (i znacznej części reszty świata), napotykamy co krok na efekty działania kościołów chrześcijańskich, w przeróżnych odmianach ich struktur organizacyjnych. Udział katolickich zgromadzeń zakonnych i klasztorów był w tym procesie ogromny i wielokrotnie przyjdzie nam się jeszcze spotkać z jego ważnymi śladami i pozostałościami. Wspomniałem o tym choćby w poprzednim wpisie, dotyczącym Nortumbrii.
  • 15 marca 2017. Przed blisko miesiącem pisanie przerwało mi nadejście radosnej wiadomości o urodzeniu Igi (tak ma na imię nasza najmłodsza wnuczka).
  • Dzisiaj natomiast wiadomość smutna: umarł Wojciech Młynarski. Prestidigitator polszczyzny, gigant puenty. Jeden z tych gości, którzy pomagali nam przetrwać pod parasolem mądrego słowa liczne nawałnice małości, chamstwa, fałszu i draństwa.

Grzały nas Jego strofy, jak ciepła kapota, / gdy mroźne rządy sprawiał ten i ów despota

(rymowało by się też m.in.: “idiota”, “hołota”, lub “nibypatriota”. Mistrz wiedziałby najlepiej.)

 

 

Nortumbria

FullSizeRender1 mosty Newcastle – rys. J.J.

Chief, once upon Tyne (river), w przypływach natchnienia,

ciał damskich robi szkice, zwykle bez odzienia. 

Nie raz także się zdarzy,    

że w ogóle bez twarzy,

bowiem wygląd ich twarzy nie ma tu znaczenia.


  • capture-20170213-111210
  • Wielu zacnych Czytelników odgadnie bez kłopotu, o kim jest ten limeryk. Tych zaś, którzy naszego Przyjaciela Wiesia nie znają, śpieszę poinformować, że:
  • – już po zakończeniu kariery zawodowej otrzymał propozycję pracy w Anglii, co obrazuje poziom jego profesjonalizmu w branży okrętowej,
  • – mieszka w związku z tym czasowo w Newcastle upon Tyne, zajmując niewielki domek, do którego zechciał nas ostatnio zaprosić na weekend,
  • – w tym krótkim czasie, oprócz znanej nam wcześniej serdecznej gościnności, talentów plastycznych i literackich, zaprezentował Wiesław także kunszt kucharski,  lewostronnie – szoferski, oraz przewodnicki,
  • – kolejnym wielkim walorem Wiesia jest zamężna z nim od lat Ala, która niestety musiała w czasie naszej eskapady pozostać w kraju.
  • W naszej pięcioosobowej grupce były aż trzy plastycznie uzdolnione osoby. Gospodarz koncentruje swoją twórczość na motywach wyżej opisanych, natomiast Ania i Janusz przywieźli po kilka obrazków dokumentalnych, które pozwolili tu udostępnić. A że sztuka bez odbiorców nie ma racji bytu, to Marzence i mnie przypadła rola trwających w zadziwieniu.
  • P1030205 dom pracy twórczej
  • FullSizeRender2 rys. J.J.
  • IMG_20170212_0002rys. A.B.
  • Jeszcze zdjęcie ekipy obserwującej przez dziurki jakąś artystyczną instalację w galerii nad rzeką i kończę przydługi wstęp, przechodząc do tego cośmy widzieli i jakie to ma konteksty historyczne.
  • P1030185

  • Szekspir, Beatlesi, imperium nad którym słońce nigdy nie zachodzi (nr 2, po hiszpańskim), fundamenty największych demokracji, język stający się światowym – to pierwsze z licznych skojarzeń łączących się z Wielką Brytanią. Status mocarstwa osiągnęła ona na przestrzeni ostatnich kilku stuleci i owa mocarstwowość w wymiarze oddziaływania cywilizacyjnego ciągle trwa.
  • Jak “ulepiło się” społeczeństwo, którego wpływ na losy świata był i jest tak znaczny? Uznaje się, że solidnym do tego podłożem stało się opanowanie Wysp Brytyjskich przez Celtów w VI-V wieku p.n.e. Wspomniałem szerzej o Celtach w poprzednim wpisie, dotyczącym Hrabstwa Kłodzkiego; ich wędrówka na zachód to jeden ze śladów łączących prehistorię naszych ziem z Wyspami. Potwierdza to zawartą w najnowszej podstawie programowej dla szkół prawdę, że praźródłem wszelkiej europejskiej cywilizacji jest Polska, od której inni czerpali sztukę jedzenia widelcem!
  • Celtowie okrzepli na Wyspach solidnie, ale w międzyczasie urosło w siłę Imperium Rzymskie, którego władcom zachciało się zapanować nad nieco mglistą, lecz przyjazną z uwagi na łagodny klimat i żyzne ziemie, oraz bogatą w cenne minerały krainą, obecnie określaną jako Anglia. Rzymianie rozpoczęli podbój wyspy w połowie I w. po Chrystusie od południa, powoli kolonizując ziemie w kierunku północnym, przy ciągłym oporze siedzących tam Piktów i Szkotów. Ażeby uchronić z trudem opanowane tereny od ciągłych ataków tych zasiedziałych już tubylców z północy, odgrodzili się na początku II w. n.e. imponującym łańcuchem fortyfikacji, Wałem (lub Murem)Hadriana (cesarz Hadrian panował wówczas w Rzymie).
  • Wał Hadriana zaczyna się od twierdzy Segedunum pod Newcastle i “ściska kibić” wyspy, dążąc do jej zachodniego wybrzeża w pobliżu Carlisle.dav

    P1030177 220px-Hadrians_Wall_map[1] Przez pewien czas Rzymianie utrzymywali też położony bardziej na północ Wał Antonina, jednak zrezygnowali z tego pomysłu, bo tubylcy byli zbyt agresywni. Pozostali na linii Wału Hadriana przez blisko 300 lat, kiedy to kryzys w kontynentalnej części Cesarstwa zmusił ich w 410 r. n.e. do całkowitego wycofania się z Brytanii. Pozostawili po sobie znaczną ilość miast (w większości do dziś prosperujących, jak choćby Londinum), latyfundiów organizujących rolnictwo, ośrodków górnictwa i niezłej wytwórczości, a także – dobrą sieć dróg. I jeszcze jedno – ukorzeniające się chrześcijaństwo, które w międzyczasie stało się państwową religią Cesarstwa Rzymskiego. Za chwilę rozwiniemy ten ważny wątek.

  • Historia ludzkości podlega prawom natury, a natura nie znosi próżni. Wobec tego w chwilę po opuszczeniu wyspy przez legiony rzymskie zjawili się tam kolejni chętni do zawojowania atrakcyjnych ziem: spowinowacone między sobą , pochodzące z rejonu pogranicza obecnych północnych Niemiec i Danii, germańskie plemiona Anglów, Sasów i Jutów (nazwanych później łącznie Anglosasami). Niektórzy historycy są zdania, że początkowo zostali oni zaproszeni przez nieźle prosperujących w czasach rzymskich Celtów, aby pomóc w obronie przed najazdami Piktów i Szkotów z północy (też zresztą mających celtyckie korzenie), ale szybko sami stali się najeźdźcami. Mówiąc w skrócie (i dużym uproszczeniu, oczywiście), Anglosasi zdominowali wyspę od połowy V wieku, dokładając swoją dawkę genów do tych przedceltyckich, celtyckich i rzymskich.
  • Wracamy do chrześcijaństwa, które w decydujący sposób zaczęło podówczas wpływać na losy Europy. W schyłkowym okresie rzymskiej Brytanii (przełom IV/V wieku) stało się tam religią przeważającą, aczkolwiek tradycyjne celtyckie wierzenia, podtrzymywane przez druidów , ciągle miały się nieźle. Napór pogańskich Anglosasów skutecznie powstrzymał, a nawet cofnął proces umacniania się Kościoła. Odwrót od chrześcijaństwa trwał blisko dwa wieki, w trakcie których po długiej, często bratobójczej kotłowaninie, wykształciło się siedem anglosaskich królestw, wśród nich Nortumbria, fragmentu której dotyczy ta relacja. British_kingdoms_c_800.svg[1]   (źródło:Wikipedia)
  • Anglosaskie królestewka trwały w większości w pogaństwie do czasu, kiedy za sprawę wzięli się misjonarze irlandzcy. Irlandia, mniejsza z dwóch głównych Wysp Brytyjskich, nie została opanowana przez Cesarstwo Rzymskie, tak jak przeważający obszar Wielkiej Brytanii (nazwa ta używana jest równolegle dla głównej wyspy, jak też dla Zjednoczonego Królestwa, obejmującego także Północną Irlandię). Ewangelizację rozpoczął tam św. Patryk na początku V wieku, przy czym oparła się ona głównie o licznie powstające klasztory, będące “wylęgarnią” niezwykle aktywnych w przyszłych stuleciach na terenie całej Europy (i dalej też) mnichów – misjonarzy.
  • Nie tylko mnichów, jak się okazuje, wydała Irlandia, ale także misjonarzy innego rodzaju; współczesnym wizjonerom niosącym misję pomniejszania świata (mam na myśli Tony Ryana i Michaela O’Leary, twórców Ryanaira) zawdzięczamy możliwość odwiedzenia np. Wiesia w Nortumbrii za równowartość ceny kawałka smażonej ryby tamże zjedzonej.
  • FullSizeRender Ja tu się rozpisuję, a Janusz podsumował sprawę jednym obrazkiem z treścią…
  • Wracamy do VII wieku, kiedy to zaproszeni przez  rezydującego w zamku Bamburgh króla Oswalda (z czasem ogłoszonego świętym) Irlandczycy założyli na pływowej (czyli takiej, do której można dotrzeć suchą stopa tylko podczas odpływu morza) wysepce Lindisfarne pierwszy klasztor. Dokonał tego św.Aidan wraz z kolegami w 635 roku. Kolejne ważne postaci misjonarskiego dzieła w Nortumbrii to (święci z reguły) m.in.: Beda Czcigodny (znamienity uczony i kronikarz, klasztor Jarrow), Kutbert (z Hexham i z Lindisfarne; jego ciało z czasem przeniesiono do Durham w trwającej 7 lat procesji). Poprzestaję na wymienieniu tych kilku postaci, bo po pierwsze – związane z nimi miejsca udało nam się odwiedzić, po drugie zaś – gdybym przywoływał kolejne szeregi świętych, to obawiam się, że wielu miłych Czytelników nie zajrzałoby już więcej do mojego bloga. Podsumowując ten ważny historycznie wątek zaznaczę tylko, że wkład genetyczny mnichów w kształtowanie populacji brytyjskiej prawdopodobnie można pominąć w dotyczących tego tematu rozważaniach. 
  • Kolejne natomiast fale nowych genów napłynęły w miarę mających miejsce najazdów: Wikingowie zaczęli od zniszczenia klasztoru Lindisfarne w 793 roku, po czym nękali Wyspy Brytyjskie przez z górą dwa wieki, opanowując znaczną ich część. Naukowe potwierdzenie ich wkładu w fundamenty społeczeństwa brytyjskiego (jak też innych europejskich nacji) znajdziemy w reprodukowanym poniżej sztychu Andrzeja Mleczki: thCL672SQ7
  • Kulminacją kariery Wikingów, którzy w międzyczasie ustanowili królestwa Norwegii i Danii, było sięgnięcie po koronę angielską. Udało się to duńskiemu królowi Swenowi Widłobrodemu , synowi Haralda Sinozębego (malownicze ksywy skądinąd!) w roku 1013. Królewska kariera Swena w Anglii potrwała ledwie kilka tygodni, ale z punktu widzenia polskiego wkładu w tę historię ważne jest to, że jego następcą został syn z małżeństwa z córką Mieszka I, siostrą Bolesława Chrobrego, Świetosławą, Kanut Wielki. Ponoć wojowie Bolesława ( wkrótce króla polskiego) zjawili się także w Brytanii, aby wspomóc jego siostrzeńca, więc nie może być wątpliwości co do ich tamtejszej spuścizny, czy jak to tam nazwać.
  • Ostatnią ważną falą najeźdźców na Wielką Brytanię byli Normanowie (potomkowie Wikingów – zdobywców francuskiej Normandii), którzy ustanowili swoje rządy począwszy od roku 1066. To oni przywieźli sztukę budowy wielkich katedr, które od XI wieku stawiano w miejscach wcześniejszych świątyń.
  • Łatwo zauważyć, że począwszy od zapanowania nad Wielką Brytanią Anglosasów w V wieku, wszystkie kolejne na nią najazdy (w cyklach 300 – 400 letnich, odpowiadających z grubsza przepisowemu czasowi pielęgnacji porządnego angielskiego trawnika) miały miejsce w wykonaniu ludów spowinowaconych, kuzynów prawie, z Danii, Norwegii, północnych Niemiec i Normandii. Sumarycznie i skrótowo można nazwać ich wszystkich Normanami, zaś brytyjski pień genetyczny, oraz etnos, stanowią efekt wypracowanej w niezliczonych bojach mieszaniny celtycko – rzymsko – normańskiej, osadzonej w wyjątkowo sprzyjających warunkach geograficzno – klimatycznych.

Jest godzina 01.39, 20 lutego 2017 roku. Właśnie skończyłem pisać poprzednie zdanie, kiedy dostaliśmy wiadomość, że nasza córka Kasia urodziła dziewczynkę, piąte nasze wnuczę!!!!!

Czas pokazać teraz trochę zdjęć i rysunków, a także mapkę, żeby podeprzeć nasze wrażenia z krótkiej wycieczki efektami wizualnymi.

  • Newcastle zrobiło bardzo dobre wrażenie; wreszcie zobaczycie parę współczesnych motywów w tym wpisie
  • P1030194a P1030204 P1030191 P1030200a IMG_20170212_0001rys.A.B.
  • Durham ze wspaniałą katedrą wypełnioną szczątkami świętych Kościoła:
  • P1030147 P1030142 P1030138 FullSizeRender3 rys.J.J.
  • Trochę lokalnych typów ludzkich złapanych w różnych miejscach, m.in. na pchlim targu na stacji kolejowej w Tynemouth. Charakterystyczne dla krajowców jest letnie odzienie mimo bardzo chłodnej pogody.
  • P1030155 P1030216a P1030218 P1030203a P1030223a P1030222a P1030220a P1030219 P1030288
  • Lindisfarne, na którą przejeżdża się podczas odpływu
  • P1030256 P1030255 P1030252 P1030251 tak przez siedem lat niesiono do Durham ciało św. KutbertaP1030249 P1030236 P1030230IMG_20170212_0003
  • Bamburgh – zamczysko króla Oswalda
  • P1030269 P1030266 P1030259
  • Klasztor w Jarrow – miejsce pracy i śmierci Bedy Czcigodnego P1030165
  • Urocze kamienne miasteczko Corbridge, w miejscu jednego z rzymskich fortów na Wale Hadriana
  • P1030285a P1030281 P1030280
  • I kilka obrazków “z drogi”
  • P1030257 P1030227 P1030159 “Anioł Północy” – instalacja przypominająca przemysłową świetność regionu (bo Newcastle i okolice były jednym z głównych siedlisk XIX-wiecznej rewolucji przemysłowej)

    dig
    Koniec

 

 

Hrabstwo Kłodzkie

Feryjny wyjazd z kompletnym zastępem zstępnych i większością przyległości, to nie lada frajda! Zwłaszcza kiedy zima jak należy, miejsce piękne i ciekawe, a wyżywienie – klawe. Dostąpiliśmy tego wszystkiego ostatnio w rejonie sudeckiego Śnieżnika.

  • P1030108

 

  • Duszniki, Kudowa, Polanica, Lądek – uzdrowiska z licznymi sanatoriami, niewydajnie obciążającymi system służby zdrowia. Góry Stołowe, Sowie, Złote czy Orlickie – raj dla włóczęgów. Kłodzko, Wambierzyce, Czermna – hity szkolnych wycieczek.ziemiaKlodzka023
  • Wiedza o tym, że owe popularne i atrakcyjne turystycznie tereny miały przez wieki status Hrabstwa Kłodzkiego, nie jest powszechna. Ta część obecnego Dolnego Śląska była przez całe średniowiecze obiektem rywalizacji polsko – czeskiej, którą ostatecznie wygrali Niemcy (jak widać zasada wybiegająca poza sferę piłki nożnej). Może nie do końca ostatecznie, bo po II Wojnie Światowej Ziemia Kłodzka (już nie Hrabstwo) przypadła z woli Józefa Wisarionowicza Polsce, ku wielkiemu rozczarowaniu towarzyszy czechosłowackich.
  • Historia Ziemi Kłodzkiej była w sporej mierze zbieżna z tą, którą pokrótce zarysowałem w rozdziale “Miedzianka” (z maja 2016, kat. Dolny Śląsk). Różnicą był większy udział żywiołu czeskiego, zwłaszcza w epoce husyckiej, a także – niezwykła aktywność pewnej zgrabnej postaci, o której za chwilę.

P1030090

  • Mieszkaliśmy w miłym pensjonacie “Solej”, jednym z kilku czynnych obiektów w Janowej Górze. Z dużej, zamożnej wsi, wyrosłej przez kilkaset lat na górnictwie i hodowli, pozostały ledwie widoczne wśród lasu resztki zabudowań, oraz dożywająca zapewne swego czasu bryła opuszczonego kościółka (na akwarelce Żonny Anny poniżej). Nie zapadły się, jak w Miedziance, w starych wyrobiskach. Po prostu popadły w ruinę, kiedy ich gospodarze w nagłym trybie zostali skłonieni do wyjazdu na zachód.
  • P1030094
  • IMG_20170123_0002
  • Marianna Orańska – to niewątpliwie jedna z najbardziej zasłużonych postaci w historii Hrabstwa Kłodzkiego.
  • Marianna Orańska
  • Wywodząca się z najwyższych sfer, obdarzona wyjątkowym intelektem i talentem gospodarczym, jak też temperamentem, który w konsekwencji uczynił ją bohaterką/ofiarą jednego z najgłośniejszych monarszych skandali XIX – wiecznej Europy, pozostawiła po sobie nie tylko liczne budowle i drogi, ale także dobrą pamięć, mimo całkowitego przenicowania ludnościowego regionu. Przykładem jej dzieła jest choćby funkcjonujące ciągle schronisko na Śnieżniku, do którego przyjemnie jest dotrzeć na biegówkach jednym ze świetnie urządzonych szlaków.
  • P1030114
  • Wydaje się, że jedną z niewielu rzeczy, których Ziemia Kłodzka nie zawdzięcza aktywności księżniczki Marianny, jest ośrodek narciarski w Czarnej Górze. Stworzony według najlepszych wzorów, nowoczesny, dobrze wyposażony i utrzymywany, oferuje dwukrotnie krótsze trasy, dwukrotnie niższe ceny i dwukrotnie bliższy dojazd niż Alpy czy Dolomity, przy podobnym zaludnieniu stoków. Odpowiadało nam to bardzo.
  • P1030107a

    Celtowie

  • Wspominam ten starożytny, niemal legendarny lud, bo będzie “łącznikiem” między Dolnym Śląskiem, a miejscami na Wyspach Brytyjskich, które niebawem mamy nadzieję odwiedzić. Matecznikiem Celtów były rejony górnego Dunaju, obecnych południowych Niemiec, północnej Austrii i Szwajcarii, a także Czech i Słowacji (żółte pole na mapce). Wprowadzili się na te terytoria grubo ponad trzy tysiące lat temu, jednak nie stworzyli spójnej struktury państwowej, funkcjonując w ramach związków plemiennych. Rozwinęli do wysokiego poziomu różne dziedziny wytwórstwa (zwłaszcza metalurgię żelaza), jak i rolnictwo. Okrzepnąwszy, prowadzili w V-IV wieku p.n.e. ekspansję w różnych kierunkach i z różnym powodzeniem. Celts_in_EuropeRozprzestrzenili się (albo też ich silne wpływy sięgnęły) na obszary po Półwysep Iberyjski, Wyspy Brytyjskie, ale także – poprzez Przełęcz Kłodzką – na tereny obecnego Śląska, Małopolski i Kujaw, nie zaniedbując prób opanowania Bałkanów i terenów obecnej Turcji (seledynowe pola na mapce). Wszędzie pozostawili liczne, rozpoznawalne archeologicznie, ślady swojego pobytu, jednak w większości przypadków zasymilowali się z miejscowymi ludami, nie będąc w stanie zdominować takich struktur jak państwa-miasta greckie, czy Rzym. Natomiast w części Walii, Szkocji, Irlandii, jak też iberyjskiej Baskonii oraz francuskiej Bretanii, do dziś funkcjonują języki bazujące na celtyckim (ciemnozielone pola na mapce). Na Dolnym Śląsku zaś napotyka się tu i ówdzie celtyckie krzyże.Fot. 1 Krzyż celtycki

Powidoki

  • Dzień po powrocie obejrzeliśmy ostatni film Andrzeja Wajdy, w odczuciu wielu odbiorców będący Jego testamentem artystycznym, ale też ideowym. Dzieło, przynoszące wyjątkową kumulację refleksji na temat tego, co było i co jest. Memento i przestrogę, że …….  
  • Tu następowały kolejne zdania, które po namyśle wykasowałem. Biadolenia na rzeczywistość, skierowanego do osób myślących podobnie jak biadolący, jest wokół nadmiar. Ważniejsze i bardziej efektywne powinny być próby zrozumienia odmiennego sposobu oglądu świata, oraz docierania z oczywistymi, wydawałoby się, argumentami do tych, którzy przy takim oglądzie ciągle pozostają.
  • A kto nie oglądał “Powidoków”, niech się wybierze koniecznie!

 

 

Grudzień

Grudzień nazywa się tak, jak się nazywa, od słowa “gruda”, oznaczającego zmarzniętą ziemię. Nazwa wywodzi się z czasów, kiedy w grudniu ziemia bywała zmarznięta. Teraz, kiedy za oknem plucha, może nawiązywać najwyżej do tego, że pisanie idzie jak po grudzie. Mimo to nie ustaję w trudzie, Mili Ludzie!

  • Na początku grudnia są imieniny Barbary. Liczę w głowie znane mi Panie, noszące to klasyczne imię; jest ich znaczna ilość, a wszystkie – są uosobieniem samych zalet! Czy to jakaś astrologiczna zasada, czy też ja mam takie szczęście – nie wiem, ale cieszę się, że znam tyle fajnych Baś!
  • Wspomnę tu o jednej z nich, prawdziwej artystce sztuk pięknych, a zwłaszcza malarstwa i kuchni. Niedawno był w staromiejskim ratuszu wernisaż kulinarno – rysunkowej, świetnej wystawy Barbary K.    Jak to na wernisażach bywa, goście zostali podjęci poczęstunkiem – w tym wypadku nie pozostawiającym wątpliwości co do kunsztu Autorki. 20161208_181752-2I jak to na wernisażach bywa, zjawili się tam również koneserzy, zainteresowani wyłącznie owym poczęstunkiem. Nasunęło to refleksję nawiązującą do głoszonych przez obecnie nam panujących, haseł o “wymianie elit”. W tym wypadku “łże – elity” są zastępowane przez “żre – elity”.   I tak dobrze, że z wysoką kulturą w tle.

  • Krótki wyskok do Frankfurtu nad Menem na początku miesiąca, dał okazję do kolejnej w tym roku niemieckiej refleksji. O tym mianowicie, jak rządzone przez rozsądnych przywódców społeczeństwo potrafiło w ciągu kilku pokoleń przeistoczyć się ze sprawcy największych nieszczęść w dziejach ludzkości, w przyjazną światu zbiorowość.
  • Miasto o wielkim znaczeniu historycznym (w IX wieku stolica państwa wschodniofrankijskiego, będącego osnową kształtującej się Rzeszy niemieckiej), jak też współczesnym (finansowa stolica Europy, wielki węzeł komunikacyjny), jest dla przybysza zaskakująco kameralne i sympatyczne. Zwłaszcza, gdy grudniowe niebo jest pogodne, a wypełnione tłumem ulice spływają grzanym winem.
  • p1020902
  •  p1020913
  • p1020932
  • p1020882
  • p1020942
  • Tłumacząc się sami przed sobą brakiem czasu, pominęliśmy szereg prestiżowych muzeów stojących przy nadrzecznym bulwarze, ograniczając aktywność w tym zakresie do odwiedzenia znajdującego się na przylotniskowych peryferiach muzeum Zeppelina. Zwiedzających niewielu, więc miła pani (nie wiedzieć czemu od wejścia proponująca mi zakup ulgowego biletu) z prowadzącego placówkę stowarzyszenia entuzjastów, mogła poświęcić nam sporo czasu objaśniając ciekawą ekspozycję, jak też dowiadując się od nas o polsko – litewskim modelu cepelina, nadziewanego mięsem.
  • p1020889
  • p1020894
  • Program budowy gigantycznych sterowców w pierwszych czterdziestu latach XX wieku, aczkolwiek absurdalny ekonomicznie, przyśpieszył jednak rozwój w wielu dziedzinach techniki i gospodarki
  •  Stał się też elementem propagandy systemowej dla pewnego niewysokiego pana z wąsikiem.

  • Machina propagandowa innego niewysokiego pana, bez wąsika i całkiem nam współczesnego, postępuje inaczej: zamiast używać balonów, usiłuje robić lud w balona. W znacznej mierze skutecznie, aczkolwiek ma znacznie trudniej, bo lud rogaty i przekorny. Widać wyraźnie ożywienie młodzieży w sprawach publicznych, co niesie nadzieję na nieodległą w czasie, stopniową utylizację dewastatorów tego, co wspólne.
  • p1030004
  • Na takich zgromadzeniach coraz częściej słychać rozsądne głosy, wzywające do organicznej pracy, do cierpliwego objaśniania wszem i wobec sensu trzymania się zasad sprawdzonych w najmocniejszych demokracjach. I tego, że zgoda na odstępowanie od tych zasad przynosi efekt jak pęknięcie powłoki szamba; nieczystości zalewają nas w niekontrolowany sposób.
  • Jak może wyglądać pokłosie dyktatury widać choćby na tragicznym przykładzie Syrii. Perła Lewantu, Aleppo, leży w gruzach, tysiące ludzi zginęło. Poszliśmy pod nasz ulubiony bar, noszący nazwę tego miasta i zapaliliśmy przed nim znicze. Taki drobny gest solidarności z innymi i przestrogi dla nas.
  • p1030010
  • aleppo
  • Jakby mało było ponurych wieści z kraju i ze świata, to jeszcze ostatni dramat berliński. Na takim samym przedświątecznym jarmarku jak ten, który nieco wcześniej przemierzaliśmy wśród gęstego tłumu we Frankfurcie.

Łapię się na refleksji, że być może zaczynam odbiegać od geograficzno – historycznego zamysłu tego blogu. Ale przecież historia kształtuje się w sposób nieprzerwany, zaś gdy proces tego kształtowania dotyczy nas samych, to trudno się do niego czasem nie odnieść.

Wybiegając w najbliższą przyszłość, życzę wszystkim (nie tylko najcierpliwszym Czytelnikom, którzy dobrnęli do tego miejsca), spokojnych, zdrowych świąt i takiegoż nowego roku. Trzymajmy się!


P.S. Doklejam jeszcze na specjalną prośbę Specjalnej Kasi z Torunia, nadesłany przez nią komunikat:

Kochani wielka i serdeczna prośba do was o polubienia fp https://www.facebook.com/radioczatowanuta/
i podawanie dalej , zapraszajcie swoich znajomych
Strona radia to www.czatowanuta.cba.plzapraszamy   również    na   audycję  “Bogaty świat emocji – z czym kojarzy nam się czas Świąt Bożego Narodzenia? Do czego wracamy pamięcią? Co nas rozczula?” Zapraszamy  w piątek 23 12, godz.20.00 do  22.15 Audycję poprowadzi   Kate 


Spojrzenie z góry (Jastrzębiej)

Zacznę od podziękowania całkiem licznej grupie Czytelników za reakcje wskazujące na to, że moje amatorskie próby podzielenia się na tym forum swoimi zainteresowaniami bywają dla Nich ciekawe. Ośmiela mnie to do postawienia kolejnego kroku w kierunku zasygnalizowanym na początku pisania tego blogu (patrz rozdział “O co chodzi”).

Odwiedziliśmy ostatnio kilka miejsc, znaleźliśmy kilka związanych z nimi wydarzeń historycznych oraz osób. Józef Piłsudski i Zygmunt III Waza. Odzyskanie niepodległości w 1918 roku i zabiegi o szwedzką koronę pod koniec XVI wieku. Gdańsk, Jastrzębia Góra i Wawel w Krakowie.

Wydarzenia, których epizody spotkaliśmy, także losy osób, mają swoją ciągłość w czasie i przestrzeni. A przede wszystkim – łączą się i przeplatają z innymi wydarzeniami i miejscami, co staram się sygnalizować. Piszę  od czasu do czasu niezmiennie licząc, że zechcecie dotrwać przy lekturze do końca poszczególnych wpisów.


  • Jastrzębia Góra to powstały w międzywojniu kurort, będący dla ówczesnego biznesu turystycznego tym, co Gdynia dla gospodarki morskiej. Ma wciąż wiele uroku, którego nie zdołały do końca unicestwić poczynania peerelowskich, oraz dzikokapitalistycznych inwestorów.
  • Znalazłszy się tam podczas weekendowego wyskoku, odnajdujemy pięknie położoną na samej krawędzi klifu niewielką willę “Mewa”, niegdyś własność Marszałka/Naczelnika/Komendanta/Dziadka/Wodza Narodu/Geniusza Niepodległości/Pierwszego Żołnierza Polski/Ziuka – Józefa Piłsudskiego. p1020841

p1020840Ten interesujący obiekt stoi na zamkniętym terenie rządowego ośrodka szkoleniowego (zapewne bardziej współczesnego nam pochodzenia), więc zdjęcia można zrobić wyłącznie teleobiektywem przez parkan. Skandal!

  • Zacytowane powyżej określenia (a było ich znacznie więcej), przydawane w II RP tej niewątpliwie wybitnej i zasłużonej w historii Polski postaci, dobrze obrazują mechanizm kreowania kultu osoby jako podwaliny mitu spajającego konkretny obóz polityczny. Taki wspierający władzę mechanizm funkcjonował w społeczeństwach od zawsze, przy czym na ogół jego groteskowość bywała (i bywa) wprost proporcjonalna do autorytarnych skłonności osób sprawujących władzę, a odwrotnie – do mocy instytucji i tradycji demokratycznych. Ciekawe, czy ta obserwacja potwierdzi się też po niedawnych wyborach amerykańskich?
  • Listopad to właściwy czas na wspomnienie o Piłsudskim, chociażby z uwagi na rocznice odzyskania niepodległości (w którym to wydarzeniu grał pierwsze skrzypce), ale także na zdarzające się współcześnie tu i ówdzie usiłowania pójścia na prawne i polityczne skróty w dążeniu do pełni władzy, czynione ponoć za jego przykładem. Trzeba jednak pamiętać, że sekwencje były odwrotne: Piłsudski najpierw budował, a później był wyniesiony na piedestał, zaś jego naśladowcy zaczynają od zgromadzenia wokół siebie wyznawców, po czym szukając ich poklasku zabierają się za demolowanie z trudem kleconych podstaw nowoczesnego państwa, sprytnie wiodąc do jedynowładztwa.
  • Piłsudskiemu przypisuje się, w znacznej mierze słusznie, odparcie bolszewickiej nawały w 1920 roku. Powiodło się to dzięki działaniom kierowanego przezeń sztabu, ale też m.in. dzięki istotnej francuskiej pomocy wojskowej, zwłaszcza w postaci dostaw uzbrojenia. Współcześni polscy stratedzy z francuskich dostaw rezygnują, planując oparcie obrony o an-drony (to ogólnowojskowy skrót dla dronów Antoniego).
  • Gdańsk, a dokładniej reprezentacyjne więzienie miejskie, także jest punktem związanym z losami Piłsudskiego. Spędził on tu bowiem kilka dni przed przewiezieniem do Magdeburga, z którego w listopadzie 1918, po ponad rocznym odosobnieniu, powrócił do Warszawy, aby wkrótce ogłosić powstanie niepodległego Państwa Polskiego. Epizod ten upamiętnia tablica przy bramie więziennej.p1020845
  • A tuż za rogiem, na ścianie komendy policji, jeszcze jedna pamiątka:p1020850

W Jastrzębiej Górze, u wejścia do malowniczego Lisiego Jaru, stoi obiekt inspirujący do śledzenia zupełnie innego pasma wydarzeń: historii gry ówczesnych mocarstw – Polski i Szwecji – o panowanie w rejonie Bałtyku:dscn0892

  • Dla przypomnienia: Zygmunt III Waza wybrany na tron polski kilka lat wcześniej, udał się za Bałtyk po śmierci swojego ojca, króla szwedzkiego Jana III, aby przejąć przysługującą mu w wyniku sukcesji koronę. Jako katolik spotkał się jednak z potężną opozycją ze strony luterańskiego społeczeństwa. Udało mu się dzięki licznym ustępstwom, zwłaszcza w kwestiach religijnych, uzyskać akceptację szwedzkiego parlamentu dla swojej koronacji, która dokonała się na początku 1594 roku, zaś krótko po ceremonii powrócił do Polski, lądując właśnie w Lisim Jarze (nie jestem pewien, czy z powodu warunków pogodowych, czy też postawy protestanckich gdańszczan, niechętnych jego osobie).
  • Owo zespolenie królestw z obu stron morza pod jednym berłem nie trwało długo; Zygmunt został zmuszony do abdykacji z tronu szwedzkiego po kilku latach, przy czym sprawy animozji na tle religijnym były zasadniczym motywem.
  • Obecnie, po przeszło czterystu latach, w Szwecji nadal panuje monarchia a luterański lud ma się nieźle. W Polsce natomiast, jak donosi prasa, koronowano ostatnio króla bardziej niż katolickiego, poza tym – działa szwedzka Ikea.
  • Jeszcze jeden gdański motyw: podpisanie przez Zygmunta “Pacta Conventa”, czyli zbioru zobowiązań po wyborze na tron Polski, miało miejsce w katedrze oliwskiej 7 października 1587 roku. Nie pierwsze to i pewnie nie ostatnie spotkanie z tą świątynią podczas naszych wędrówek.

To był miły akcent ogólnorodzinnego wypadu do niedalekiej Jastrzębiej Góry : postawiony blisko kaszubskiego klifu szkocki pub, a właściwie sanktuarium whisky. Z ponad dwóch tysięcy oferowanych tam odmian tego celtyckiego bimbru udało się skosztować kilkunastu, osiągając bardzo zróżnicowane poziomy zadowolenia. Po wyjściu marzyłem o kieliszku zimnej polskiej wódki, niemniej doświadczenie było interesujące.img_20161122_0001

p1020843

Smakowanie whisky w ekskluzywnym nadmorskim kurorcie niezbyt daje się powiązać z konwencją tego blogu; było jedynie ubarwieniem żmudnych dociekań historyczno – turystycznych.


  • Zygmunt III Waza  znalazł po śmierci w 1632 roku miejsce wiecznego spoczynku w podziemiach katedry na Wawelu, podobnie jak większość polskich królów.
  • W wawelskiej krypcie Pod Wieżą Srebrnych Dzwonów pochowano w 1937 roku Józefa Piłsudskiego. W 2010 roku “dokwaterowano” tam pewne znane małżeństwo, które zginęło w katastrofie lotniczej.
  • W 2016 roku znów zakłócono spokój Marszałka, wyjmując szczątki państwa K. z grobowca i po kilku dniach wkładając je z powrotem. Chodzą słuchy, że prawdziwym pretekstem tej “nekroakcji” było takie przekonstruowanie ciasnego sarkofagu, aby kiedyś mogła się w nim zmieścić jeszcze jedna trumna, o niewielkiej długości.

 Dwór w Sulejówku był przez wiele lat domem Piłsudskiego. W Sulejówku (lecz nie w tym dworze, jak mi się zdaje) mieszka obecnie Jedna Barbara, której życzliwe sugestie zainspirowały powstanie skromnego limeryku:

Szeptała dama z Sulejówka
Komendantowi czułe słówka.
On się nie oganiał,
bo przy pięknych paniach
lepiej działała mu główka!
 
(a na główce ? maciejówka, ma się rozumieć)

 

 

Zaduszki

Wpis blogowy podsumowujący październik miał być krótki, bo praktycznie nie ruszaliśmy się z domu. Ale tu też bywa ciekawie, więc donoszę, że (m.in):

  • latorośl znów obrodziła nadzwyczajnie, prowokując organizację domowego winobrania, uświetnionego licznym przybyciem zaprzyjaźnionych amatorów wina Grodzieńskiegor0020866
  • przed tygodniem mieliśmy bardzo miłe spotkanie “studenckie” z okazji … rocznicy ukończenia Politechniki. Uważne omijanie tematyki politycznej pozwoliło zbudować atmosferę, jak za dawnych lat.
  • dzisiaj (31.10) mija … rocznica naszej pierwszej poważnej randki. A. spędziła ten uroczysty dzień w szpitalu, gdzie nieocenieni medycy za pomocą tajemnych poczynań związanych z układem krążenia, zagwarantowali jej zdublowanie aktualnego wieku, czyli …lat.
  • męska grupa naszych przyjaciół – globtroterów podróżuje po Iranie. To wycieczka, której szczerze im zazdroszczę. Postawienie nogi w pępku najdawniejszych cywilizacji – może się jeszcze kiedyś uda?
  • doczytałem do połowy najnowszą książkę Stefana Chwina “Srebrzysko”. Na razie nie wyjaśniło się, czy tytuł nawiązuje do znanego gdańskiego cmentarza (dobrze by się to komponowało z Zaduszkami), czy do stojącego obok szpitala psychiatrycznego. Czyta się dobrze, z przemożnym odczuciem, że jest to (przepraszam wyczulonych) bezsilny wkurw inteligenta.
  • a poza tym: na Zaduszki – zaduma. A wkrótce postaram się zaintrygować Was bardziej.dscn0668